Odkrywamy Changshę!

12:44 Unknown 0 Comments


Mija dokładnie miesiąc od naszego przylotu. Czas przelatuje między palcami. Mimo to, ciągle czuję się zagubiona w tym kilkumilionowym mieście! Nasz campus oddalony jest od centrum 40 minut drogi autobusem, który kursuje tylko do godziny 21. Każda wyprawa do centrum to dla nas przygoda! Ciągle się gubię i nie wiem, skąd przyszłam i w którą stronę powinnam iść.

Brak dokłanego rozkładu jazdy na przystankach autobusowych utrudnia sprawę – nie ma godzin odjazdu, wypisane są tylko nazwy stacji. Ale jak to przeczytać? Otóż nie od prawej do lewej, tylko! Z góry do dołu. A o której autobus przyjedzie? Nie wiadomo! Jak przyjedzie, tak przyjedzie. Jak kupić bilet? Jak już mi się uda wsiąść, a raczej wcisnąć, do dobrego autobusu to wrzucam do puszeczki obok Pana Kierowcy 2juany (ok.1,2zł), jak ma się miejską kartę to kosztuje już tylko 1,4 juana. Nie ma żadnych kontroli podczas jazdy, nie dostaję biletu, ale też nikt nie sprawdza czy go mam. 



Po drodze obserwują wieżowce i kontrastujące z nimi składowiska śmieci. Bałagan archtektroniczny, nie wiem na co patrzeć, tyle ciekawych, nowych rzeczy wokoło! Nie mogę uwierzyć co się dzieje wokół mnie - ruch uliczny w Chinach to chyba największy szok kulturowy, który doczeka się już wkrótce kolejnego posta ;)
Współpasażerowie przysypiają w pozycjach niewykonalnych nie zważając na ścisk i otaczający hałas.








Wysiadam na Taiping Street- najstarszej ulicy w Changshy z niezliczoną ilością sklepików i barów. Po raz pierwszy czuję się obco. Nie jestem stąd, wyróżniam się. Ludzie wokoło obserwują, widzę ich zaciekawione miny. Niektórzy powiedzą: Hello, bardziej odważni You’re beautiful, a jeszcze inni poproszą o zapozowanie do zdjęcia albo będą próbować cyknąć fotkę z ukrycia.



Centrum Changshy to rozkopane ulice handlowe, sieci alejek sklepów i ogromna galeria. Nic tylko kupować! Zachęcają do tego ulczni naganiacze zaopatrzeni w megafony.


Aby odpocząć od zgiełku miasta udajemy się do parku nad rzeką. To co tam zastaje, przechodzi moje wyobrażenia! Cudowne, interesujące miejsce pełne ludzi. Pan kaligrafujący wodą na chodniku, grupa starszych ludzi grających na nieznanych instrumentach oraz potańcówki na skwerach w rytm przedziwnej, chińskiej muzyki. Nigdy czegoś takiego nie widziałam!


Kolejnym miejscem do którego będę często wracać to Martys Park z dużym jeziorem. Warto wypożyczyć łódkę, podziwiać ogromne lotosy oraz przejść wszystkie piękne mosty!








Przed nami Orange Isle, Yuelu Mountain oraz wiele, wiele innych! :)

md

0 komentarze :