Czasem słońce, czasem deszcz
Po przyjeździe do Changshy przede wszystkim (oprócz
jedzenia, komunikacji, języka, tłumów ludzi, transportu, zachmurzonego nieba…)
zmierzyć się musieliśmy z kompletnie inną niż w Polsce pogodą. Zaskoczyły nas
wysokie, letnio-jesienne temperatury. Changsha należy do jednego z czterech
najgorętszych miast w Chinach, którą to informacją z uśmiechem podzieliła się
nasza nauczycielka chińskiego. Z łatwością przyklejaliśmy się do wszystkiego. I
tak jednak najgorsze były noce, z gorąca i duchoty nie mogliśmy spać. Nasi
znajomi Chińczycy pytali tylko, czy nie mamy wiatraczków, a ponieważ nie
mieliśmy, cierpieliśmy. Dopiero z czasem zorientowaliśmy się, że zainstalowane
w naszych pokojach klimatyzatory działają i przynoszą chwilową (ze względu na
brak jakiejkolwiek szczelności ścian czy okien) ulgę.
Późna jesień to był dość przyjemny czas, w ciągu dnia w sam
raz, tylko noce coraz to zimniejsze. W ruch poszły koce, śpiwory, grube bluzy.
Bojąc się zimy wyposażyliśmy się w koce elektryczne. I znów nasi przyjaciele
straszyli nas, że używając klimatyzatorów, które mają też funkcję grzewczą,
zwiększymy swoje rachunki za prąd wielokrotnie. Dlatego kupiłyśmy mały grzejniczek,
który się też trochę kręcił!, ale po kilku dniach dokonał żywota.
Tak też przywitała nas zima, kiedy w akcie desperacji
odważyłyśmy się jednak te klimatyzatory włączyć. No i cóż, rachunki faktycznie
wzrosły, ale! możemy spać bez budzenia się z zimna, siedzieć spokojnie w pokoju
bez dygotania i wydaje mi się, że ostatecznie te koszty nie są aż tak ogromne.
Do tego herbata/kawa, żyć nie umierać :D
Oprócz temperatury jest jeszcze jedna, jakże ciekawa
kwestia. Kwestia opadów. Nie śniegu, rzecz jasna, choć podobno i to się
zdarzało (trudno mi wierzyć). Deszcz bywa i nie bywa, za dnia lub nocą,
zazwyczaj jednak siąpi. I niewiadomo, czy pada, czy nie pada, brać tę
parasolkę, czy nie, bo z cukru nie jesteśmy, ale jednak kurtka mokra. I tak,
jednego dnia ulewa nie pozwala (no, przynajmniej bardzo nie zachęca) nam wyjść
z mieszkań, a drugiego dnia piękne słońce kusi zielenią trawników i drzew. Dziś
znowu jest dziwnie, woda jakby stała w powietrzu, świat spowija wilgotna łuna,
której mgłą nie nazwę, ale deszczem też nie!
Podobno i tak najgorsze jeszcze przed nami, zimowe,
nieustające opady, już wkrótce!... Pół roku upałów, pół roku wody z nieba :D
mj
0 komentarze :