Jedenaście miesięcy w
Chinach minęło nam nie wiedzieć kiedy, nie wiedzieć czemu – tak
jakoś szybko! Choć trzeba przyznać, że obawialiśmy się na
początku tak długiego wyjazdu, innego kraju, kontynentu, jedzenia,
kultury...innego wszystkiego! Nie spodziewaliśmy się jednak, że
rok, do którego tyle się przygotowywaliśmy, minie nam tak prędko.
Nie jesteśmy w stanie
policzyć wszystkich wspaniałych ludzi, którzy mieli swój udział
w tym przedsięwzięciu, tych którzy nam pomagali przed wyjazdem
oraz w jego trakcie. Sami nie wiemy, ile miejsc, miast, wiosek,
prowincji, świątyń, parków oraz ogrodów odwiedziliśmy.
Widzieliśmy tak wiele, posmakowaliśmy tyle nowego! Każdy dzień
był dla nas lekcją, każda sytuacja nowym, niesamowitym
doświadczeniem, a chińska rzeczywistość nieraz stanowiła też
nie lada wyzwanie. Czasem radziliśmy sobie w Państwie Środka
lepiej, czasem gorzej, ale zawsze wspierając siebie nawzajem lub
będąc wspieranymi przez przyjaciół.
Studia w Chinach wiązały
się dla nas także z eksploracją innych regionów Azji
Połódniowo-Wschodniej. I tak członkowie naszej ekipy odwiedzili 7
krajów: Wietnam, Laos, Kambodżę, Singapur, Indonezję, Tajlandię,
Malezję oraz Filipiny.
Nasza przygoda z Chinami
dobiegła już końca. Ale – czy na pewno? Już w tym momencie
część naszej ekipy szykuje się na powrót do Changshy. Kolejni
rozmyślają o przyjeździe w przyszłości. Ponieważ program
wymiany się rozszerza, być może będzie również szansa na
polsko-chiński doktorat. Studia na naszej specjalizacji pokazały
nam, ile jest niesamowitych możliwości dookoła, często wystarczy
po nie po prostu sięgnąć. Czasem sięgać tak długo, aż się uda
przeforsować jakiś pomysł, zrealizować plan, spełnić marzenie.
W kolejnych latach
następne grupy studentów przyjeżdżać będą do Changshy.
Wszystkim życzymy szczęścia i otwartości, której Chiny bardzo
dobrze uczą.
mj
W świecie mody!
08:55
Unknown
0
Comments
08:55 Unknown 0 Comments
Dziś o modzie w wydaniu chińskim. Jak dla mnie jest to zjawisko nietypowe. Czasami mam wrażenie, że dziewczyny ubierają na siebie dosłownie wszystko co mają w szafie.
Post nie będzie jakimkolwiek ocenianiem lub wyśmiewaniem. Coco Chanel nigdy ze mnie nie była i na pewno nie będzie, Oddaje w Wasze ręce post a zdjęcia pozostawiam subiektywnej ocenie.
Na początek coś w Chinach normalnego. Moda na parasole: czasem słońce czasem deszcz. Oczywiście praktyczność tego przedmiotu jest niepodważalna, jednak wydawać się może, że częściej używają go w czasie słonecznej pogody. Wzory, kolory, rozmiary, z koronką lub bez.... Bardzo łatwo można zgubić rachubę.
Buty z futerkiem, w razie wcześniejszej zimy...
Lub też każdy but pakowany z osobna w folię- niemożliwy do zmierzenia.
Jak powszechnie wiadomo wszystko co chińskie jest tańsze. Zazwyczaj cena obrazuje jakość produktu.
W niektórych częściach miasta można znaleźć ulicę na miarę 5th Avenue w Nowym Jorku.
Ceny są niewiarygodne. Jednak projekt ....
Zastanawiam się jak długo okaz ten ozdabia wystawę sklepową. Jednak po chwili zastanowienia, nie mam wątpliwości, że jakaś Chinka z pewnością zdecydowałaby się wybrać taką kreację.
Z serii zoologicznej:
Japonki czy zapalniczki z logiem firmy Apple, czy też koszulki Ray Ban to normalka, jednak ostatnio zaskoczyło mnie, że znana sieć kawiarni zaczeła produkować obuwie.
Moda dziecięca też nie zwalnia tempa. Według tradycji dzieci ubiera się w ubranka ze zwierzątkami, szczególnie czapeczki. Tak, aby pozytywne siły je ochraniały.
Musze przyznać, że chińska alternatywa dla wózka dziecięcego ujęła moje serce.
Na koniec, 5w1 napotkane podczas wyprawy na Wielki Mur Chiński.
k.
EURO 2016 w Chinach
09:26
Unknown
2
Comments
09:26 Unknown 2 Comments
W Polsce szaleństwo, wielkie święto piłki nożnej. W domach mężczyźni wydają swoim kobietą instrukcje typu „zakaz odkurzania i przechodzenia między kanapą, a telewizorem” lub „posiłki wydawane mają być przed, w przerwie albo po meczu”, na zewnątrz ustawione są strefy kibica. Wszystko po to żeby można było czuć atmosferę wielkiego wydarzenia i kibicować biało-czerwonym. Jak to wygląda w Chinach?
Co bardzo mnie zdziwiło, Changsha
też żyje europejskim, piłkarskim świętem. Dowiedzieliśmy się, że w niektórych
pubach wyświetlane są relacje z meczów, więc grupą znajomych postanowiliśmy
wybrać się na mecz Polska-Ukraina. Po dotarciu na miejsce rozgościliśmy się i
poprosiliśmy barmanów żeby włączyli akurat nasz mecz. Po chwili jednak okazało
się, że mecz naszych rodaków pokazany będzie na zakodowanym kanale, odkodowany
miał pokazywać mecz Niemcy- Irlandia.
Znowu zrobiliśmy małe zamieszanie prosząc by pracownicy lokalu zadzwonili w kilka miejsc i spróbowali dowiedzieć się gdzie możemy obejrzeć mecz Polaków. Po uzyskaniu tej informacji pędem wsiedliśmy do taksówek i całą bandą pojechaliśmy pod wskazany adres, mówiąc wszystkim po drodze komu mają kibicować. Dojechaliśmy akurat jak Pani zamykała lokal, ale na szczęście specjalnie dla nas otworzyła go z powrotem.
Dzięki temu całą, międzynarodową,
około 15-osobową grupą mogliśmy obejrzeć zwycięski mecz Polaków i poczuć smak
piłkarskich emocji ;)
P.
Studiujemy w Chinach!
21:12
Unknown
0
Comments
21:12 Unknown 0 Comments
Za mniej niż miesiąc wracamy do Polski. Czas podsumowań. Czego
nauczyliśmy przez te dziewięć miesięcy? O przedmiotach i o tym co robiliśmy na
uczelni możecie przeczytać w dzisiejszym poście.
W pierwszym semestrze w Chinach nie mieliśmy regularnego
planu zajęć. Co jakiś czas mieliśmy spotkanie z naszymi promotorami czy wykłady
(w poprzednich postach: Wykłady po chińsku, czyli Bonsai, cz. I). Odbyliśmy dwutygodniowe
praktyki, podczas których odwiedziliśmy cztery chińskie miasta.
W tym semestrze nasi Chińczycy wrócili z Polski i razem realizujemy
sześć przedmiotów. Jak wyglądały zajęcia w Chinach? Z tygodnia na tydzień
zmieniał się plan zajęć, w każdym z nich realizowaliśmy inne przedmioty. Naszym
miejscem stała się sala 624, gdzie mogliśmy przebywać od rana do wieczora.
Dostaliśmy do niej klucz i mogliśmy swobodnie z niej korzystać. Nasi chińscy
koledzy potrafili siedzieć do zamknięcia budynku, czyli do godziny 23, ponieważ
nie mają wystarczająco miejsca w akademiku. Stworzyło to fajną atmosferę,
zawsze ktoś był w sali i nigdy nie pracowało się samemu.
Na przedmiocie „The construction protection and recover of
rural landscape in China” z profesorem Long „Smokiem” zajmowaliśmy się tematem
rejonu DaoXan, znajdującego się ponad 400 kilometrów od Changshy. W dwuosobowych
grupach pracowaliśmy nad projektami wybranej części. Na koniec,
zaprezentowaliśmy nasze pomysły przed jury profesorów i to oni zadecydowali o
trzech najlepszych projektach, które otrzymały sporą nagrodę pieniężną. Nie da
się ukryć, że była to spora motywacja i każdy z nas ciężko pracował.
Zajęcia terenowe z profesorem Xu należą do moich ulubionych.
W każdy czwartek jedziemy w inne miejsce, aby ocenić zrealizowane projekty,
jego projekty! Przed zajęciami nasz ukochany profesor daje nam materiały, w
postaci plansz projektowych oraz zdjęć realizacji przedsięwzięcia. Następnie, my
mamy porównać i ocenić projekt. Dzięki tym zajęciom mamy możliwość częściowo
uczestniczyć we wszystkich etapach pracy. I nie tylko! Projekty w Chinach
bywają kosmiczne! Na jednych z zajęć analizowaliśmy sztuczną górę, która
powstała w Changshy na tle drapaczy chmur. Coś niesamowitego! Góra wylanego
betonu imitująca naturalny krajobraz.
Dodatkowo, nasz profesor jest bardzo cierpliwy i odpowiada
na wszystkie pytania ciekawych polskich studentów. Dowiedzieliśmy się, między
innymi, w jaki sposób łączy się skały w tradycyjnych chińskich ogrodach, czy
też jak projektowane są zielone dachy.
W pierwszych tygodniach z profesorem Tang odwiedzaliśmy
historyczne miejsca w Changshy, a następnie skupiliśmy się na strategii rozwoju
dla historycznego miasteczka Tongguan. Miejsce znane jest z produkcji ceramiki
i w przyszłości będzie chętnie odwiedzane przez turystów z całego kraju.
Na zajęciach „Integrated design” z profesor Zhou jesteśmy w
trakcie robienia makiet. Pozostało nam 3 tygodnie do końca semestru, a w tym to
nawet zaczynamy nowe zajęcia. Do wyjazdu z Chin pozostało 28 dni!!!
Trochę o rozrywce, trochę o zwierzętach.
03:30
Unknown
0
Comments
03:30 Unknown 0 Comments
Zastanawiałeś się drogi
czytelniku jak Chińczycy spędzają wolne niedzielne popołudnie? Niby tak jak my,
spędzają czas z rodziną, ale robią to w nieco inny sposób. My raczej spędzamy
czas w domu, idąc w gości albo goszcząc innych, Chińczycy raczej wychodzą „na
miasto”.
Jedną z najbardziej
rzucających się w oczy formą spędzania czasu są odwiedziny w parku rozrywki.
Chińczycy to uwielbiają. Chodzą tam całymi rodzinami, często to dla nich jedyna
możliwość spotkania i odpoczynku. Jednym z ciekawszych obiektów tego typu w
Changshy jest Morski Park Rozrywki.
Wejście musi być duże,
widoczne i krzykliwe. To chyba jakaś zasada w Chinach. Po drugie wszystkiego
musi być dużo i nie musi być to dobrej jakości. W moich oczach architektura
chińska jest kiczowata, ale to, co dzieje się w parkach rozrywki przebija wszystko
na głowę. Ale to nie mi oceniać styl, ważne, że ludzie tutaj przychodzą i są
zadowoleni.
Rodzice bardzo chcą
pokazać swoim dzieciom morski świat. Zachwyt nad nowopoznaną rybą na twarzy
dziecka – bezcenny! Widok tatusiów
trzymających swoje pociechy na szyi tylko po to żeby mogły być bliżej płaszczki
– wspaniałe! Uwarunkowania kulturowe, polityka jednego dziecka wszystko
sprawia, że małe chińskie bobasy są pielęgnowane niemalże jak cesarzowie.
Między innymi, dlatego
parki rozrywki są pełne atrakcji dla dzieci. Na każdym kroku sklep z zabawkami,
budki z lodami i przekąskami itp. W każdym ciekawszym miejscu grupy
rozwrzeszczanych dzieci oglądają kolorowe rybki. Zapatrzona w glonojada
dziewczynka strzela światłem z zabawkowego pistoletu wprost w akwarium. Ryby
widzą tylko migające ostre czerwone światło, są ogłuszone, uciekają. Zaraz obok
jakiś chłopczyk z całej siły wali w szybę. Rodzice nie reagują ani na jedno ani
na drugie zachowanie.
Idę na pokaz delfinów. W
wielkiej sali obserwuję foki klaskające wraz z publicznością i delfiny
przeskakujące przez obręcze. Po pokazie widzę salę jak po przejściu huraganu.
Wszędzie śmieci, rozlane napoje, niedojedzone przekąski. Chyba tylko na mnie
robi to wrażenie. To samo dzieje się na stolikach przy restauracji. Śmieci jest
tak dużo, że nie ma jak postawić czegokolwiek. Ale i tak dosiadają się kolejni
i zjedzą posiłek przy takim „zastawionym” stole.
Największe
wrażenie robi na mnie klatka z wilkami. Cztery białe wilki zamknięte w
przestrzeni wielkości dużego pokoju. WILKI. Zwierzęta, które są symbolem
dzikości i wolności. Ich liniejąca sierść przeraża, widać, że coś z nimi jest
nie tak. Kręcą się w kółko, są bardzo niespokojne. Zaraz obok pomieszczenie z
pingwinami. Stoją nieruchomo. Są jakieś dziwne. Obok wielkiego akwarium, pod
którym można się przejść pani sprzedaje malutkie rybki zamknięte w uroczych
równie małych pojemniczkach. Od razu przypomina mi się zasłyszana historia, że niektórych
hotelach w każdym pokoju dla ozdoby do wazonów wpuszcza się złote rybki. Tych
ryb się nie karmi, nie wymienia się im wody. Po prostu, gdy zdechną wymienia
się je na nowe.
Po
wizycie w parku nachodzi mnie refleksja. O co chodzi? Dlaczego oni tak traktują
zwierzęta. Dlaczego nie widzą ich
cierpienia? Oczywiście w Polsce też zdarzają się przypadki bardzo złego
traktowania, ale u nas się o tym mówi, za wykroczenia karze, edukuje
społeczeństwo. W Chinach procesy są inne i zachowania są inne. Zmienić tego od
tak nie sposób, pytanie tylko czy chcesz w tym uczestniczyć.
e.
Lody. lody dla ochłody!
07:35
Unknown
2
Comments
07:35 Unknown 2 Comments
W Changshy na dobre zawitało lato, a wraz z nim niesamowite temperatury i ogromna wilgotność powietrza!
Temat ten nie pojawił się bez powodu i o 'normalnych' lodach też tu mowy nie będzie. Oczywiście tak piękne i smaczne okazy lodów naturalnych (jakie prezentuje zdjęcie tytułowe) spotkać można. Jednak w Chinach królują lody o smakach co najmniej dziwnych.
Tak więc, lody o smaku zielonego groszku, czy czerwonej fasoli to dopiero początek 'góry lodowej'. :D
Śmieszne małe kulki przypominające kształtem baozi. Smaku nie jestem w stanie określić. Po ugryzieniu loda ukazują się dwie warstwy: otoczka, górna warstwa i nadzienie, przypominające trochę popularne pianki, ale nie do końca... Wszystko to zamyka się smakiem słodko-słonym. Na szczęście cena loda nie zrujnowała mojego portfela. Nie żałowałam zakupu ani przez chwilę.
Lód o smaku kukurydzy czy tez polewa ze słonecznikiem... to chyba jakieś mocne wsparcie chińskiego rolnictwa.
Kolejny bohater, akurat zaskoczył mnie bardzo pozytywnie. Polewa z sezamem. Na prawdę warto!
Następne dzieło, tradycyjny lód kanapka- jednak składniki trochę inne: fasola, groszek i bliżej nieokreślone sosy.
Codziennością są tu również lody o smaku tarty z jajkami, czy znienawidzonego chyba przez nas wszystkich (nie tylko przez smak, ale i zapach) duriana.
Lody o tradycyjnych smakach sąsiadują z tymi, których często nie odważylibyśmy się spróbować. Chińczycy nie byliby sobą, gdyby nie wymyśliliby czegoś 'innego'.
Jedno trzeba przyznać, ku uciesze miłośników lodów, że są one tutaj bardzo tanie!
k.
Finanse za granicą – jak się przygotować?
03:24
Unknown
12
Comments
03:24 Unknown 12 Comments
Przed wyjazdem należy dobrze zastanowić się jak mądrze płacić,
żeby nie stracić na przewalutowaniu czy wypłacie z bankomatu. Zróżnicowane
oferty banków kuszą, ale co się za tym wszystkim kryje?
Długo zastanawiałam się, która opcja jest dla mnie najlepsza
i z perspektywy czasu chciałabym się podzielić swoją wiedzą. Jest to całkowicie
subiektywna ocena i mam nadzieję, że moje rady na co zwracać uwagę będą pomocne
osobom wybierającym się za granicę. Pamiętam, jak w zeszłe wakacje przed wyjazdem
sprawdziłam wszystkie opcje. Następnie, dyskutowaliśmy między sobą kto co
wybiera. Ostatecznie, każdy z naszej ośmioosobowej grupy wybrał inny bank.
Najlepszą opcją byłoby oczywiście płacić gotówką, ale przy
wyjeździe na rok jest to oczywiście niemożliwe. Warto jednak wziąć jakiś zapas
na początek. Ja przywiozłam ze sobą około 600 dolarów, które starczyły na
pierwsze opłaty (resident permit, mdeical examination, accommodation, registration).
Na lotnisku wymieniłam tylko 50$, ponieważ przelicznik jest bardzo niekorzystny.
Dwa dni później razem z naszym chińskim kolegą pojechaliśmy do centrum (nie
mogliśmy zrobić tego na naszym kampusie) wymienić resztę pieniędzy.
Wypłaty z bankomatu. Na naszym kampusie tylko w jednym
bankomacie możemy wypłacić pieniądze. Inne, po prostu nie przyjmują naszych
kart. W centrum problem jest już mniejszy, ale należy sprawdzić czy bankomaty obsługują
karty Visa, czy też MasterCard. Niektóre bankomaty pobierają opłatę- prowizję
za wypłatę bankomatu, ale nie jest to często spotykane w Chinach, natomiast w
Wietnamie, Laosie czy Kambodży jest to bardzo często praktykowane. Niemniej
jednak, niektóre banki życzą sobie tutaj takiej prowizji i należy na to bardzo uważać.
Z drugiej strony nasz bank może sobie policzyć za wypłatę za
wypłatę w obcej walucie. Przykładowo w Alior Bank Kantor Walutowy pierwsza
wypłata z bankomatu jest darmowa, każda kolejna to koszt 9 złotych niezależnie
od wysokości wypłaty. W Banku Zachodnim WBK to koszt 1,5$ + 2,8% za
przewalutowanie transakcji, jeśli została dokonana w walucie innej niż waluta
rachunku). W Banku PKO jest to już tylko 1,5$ od wypłaty a w ING Rachunku
Walutowym jest to 6% min. 9 zł.
Najlepszą, najbardziej korzystną opcją są konta walutowe.
Jak to działa? Mamy otwarty rachunek w innej walucie, najlepiej w dolarach. I
przy wypłacie z bankomatu czy płatności kartą pieniądze przeliczane są z
dolarów na juany (waluta chińska). W przypadku rachunku w złotówkach
przewalutowanie jest dwukrotne. Najpierw ze złotówek na dolary, a następnie
dopiero na juany. Próbowałam dowiedzieć się jaki jest przelicznik, ale nie
dostałam jasnej odpowiedzi, gdyż jedno przewalutowanie zależy od banku, drugie
już od operatora karty (Visa, MasterCard). Będąc tutaj zauważyłam, że przy tych
kwotach które wypłacam (umówmy się- studenckie życie) są to na tyle niewielkie
różnice, że nie ma aż takiej różnicy. Co nie zmienia faktu, że rachunki w złotówkach
są mniej opłacalne. Tyko, że wpłacanie dużej ilości dolarów do banku, zmiana
waluty na własną rękę jest bardzo nie wygodne. Jakie rozwiązanie?
Internetowe kantory walutowe. Posiadam konto w Alior Bank
Kontor Walutowy z rachunkiem w dolarach. Jest to bardzo wygodna i bezpieczna
opcja. Do konta podpięte jest konto w złotówkach, do którego nie posiadam
karty. W momencie, kiedy potrzebuję wypłacić pieniądze kupuję je online w moim
banku. Kurs jest bardzo korzystny i nie tracę na przewalutowaniu ze złotówek na
dolary. Staram się też obserwować kurs dolara i kupować je „na zapas”, a nie na
ostatnią chwile po niekorzystnym kursie. Jedynym minusem według mnie jest to,
że mam tylko jedną darmową wypłatę z bankomatu w miesiącu. Z tego powodu,
staram się wypłacać większą kwotę, która starczy na dłużej. Ma to jednak też
swoje dobre strony, bo pozwala mi lepiej kontrolować swoje finanse.
Przezorny zawsze ubezpieczony. Nie wiedziałam czego się spodziewać
i bałam się, że może nie będę mogła wypłacić pieniędzy z mojej karty MasterCard
(Alior Bank Kantor Walutowy), dlatego postanowiłam otworzyć rachunek w
złotówkach. W Polsce miałam konto w banku BPH, ale po sprawdzeniu cennika usług
postanowiłam zrezygnować z ich oferty i otworzyłam konto w Banku Millennium.
Bez żadnych opłat, bardzo wygodne i bezpieczne. Traktuję je jako konto zapasowe
i staram się nie wypłacać z niego pieniędzy. Wypłata jest darmowa, jeżeli
zapłacę kartą (w restauracji, sklepie itd.) przynajmniej raz w miesiącu.
Niestety większość restauracji, sklepów przyjmuje tylko chińskie karty UnionPay
i wypłata z bankomatu obarczona jest już 2,5% (nie mniej niż 9 zł).
Opcji jest wiele i warto poważnie zastanowić się nad tym co
komu jest potrzebne. Dla mnie najważniejsza jest darmowa wypłata w bankomacie
oraz korzystne przewalutowanie. Mam nadzieję, że powyższe informacje pomogą
zaoszczędzić jak najwięcej :D
md
Ślub po chińsku
07:40
Unknown
0
Comments
07:40 Unknown 0 Comments
My to mamy szczęście, czasem aż
trudno w to uwierzyć! Dostaliśmy zaproszenie od jednej z naszych chińskich
koleżanek na ŚLUB jej brata. Jak się potem okazała, bratem i siostrą nazywają
Chińczycy swoje kuzynostwo, jednak mimo tego, że się nie znaliśmy, przez
rodziców oraz parę młodą przyjęci zostaliśmy po królewsku!
Dzień zaczął się dla nas bardzo
wcześnie (czego bardzo nie lubimy) śniadaniem o 7 rano. Potem zaangażowano nas
do strojenia aut gości, na każdej klamce zawieszaliśmy czerwone kokardy
(czerwony symbolizuje szczęście), znak podwójnego szczęścia zdobił maski, a
naklejki z życzeniami i obrazkami młodej pary okolice tablic rejestracyjnych.
Największe nasze zainteresowanie wzbudził jednak samochód pary młodej, ubrany w
kwietny napis „LVOE” (któremu bardzo blisko jest do angielskiego „LOVE”).
Ponieważ byliśmy gośćmi ze strony
pana młodego, mieliśmy okazję wziąć udział w wykupywaniu panny młodej,
zamkniętej w hotelowym pokoju, do którego długo nie chciano nas wpuścić. Jednak
czerwone koperty z drobnymi pieniędzmi oraz desperacko wciskane pod drzwi
stujuanowe banknoty otworzyły nam wrota oraz przychylność rodziny młodej. Wciąż
jednak czekało nas zadanie do wykonania, znalezienie czerwonych butów. Schowano
je do wypełnionych WIANEM toreb, zawierających pokłady czerwonych kołder,
poduszek i poduszeczek. Panna młoda cierpliwie siedziała w swojej białej sukni
na łóżku, czekając na efekty naszych starań. Niestety, choć biel jest w Chinach
raczej symbolem żałoby, odchodzi się coraz częściej od tradycji zakładania tradycyjnych, czerwonych
i pięknie zdobionych sukien ślubnych.
Fotka
Fajerwerki z konfetti żegnały
jadących do ich nowego mieszkania młodych, w którym panna młoda zostanie
przyjęta do rodziny. Służący za eskortę goście stanowiący najbliższą rodzinę (wraz
z nami, rzecz jasna), podążali ich śladem. Kiedyś pannę młodą czterech mężczyzn
przenosiło w zdobnie rzeźbionej lektyce, czasy się jednak zmieniły, konie
mechaniczne zastąpiły ludzkie mięśnie. Na miejscu ciocia pana młodego wykonała
tradycyjne ceremonie. Nie mogła to być teściowa, by zapobiec późniejszym, być
może, konfliktom (lub by właściwie odsunąć je w czasie). Twarz dziewczyny
obmyto wodą, co miało na celu odpędzenie złych duchów, następnie ciotki
rozścieliły na łóżku czerwone pościele, stanowiące podarunek od rodziny
dziewczyny. W jedną z kołder powkładano mające przyciągnąć dzieci orzechy,
daktyle oraz cukierki, czego celem było zapewnienie płodności i szczęśliwego w
potomków życia. W tym celu zaparzono również dla młodej pary herbatę, podawaną
przez prowadzącą ceremonię ciotkę. Przy okazji dowiedzieliśmy się, że nie jest
we współczesnym, konsumpcyjnym chińskim świecie łatwo o dobre małżeństwo, pan
młody powinien zarabiać więcej niż jego przyszła żona, musi on również zapewnić
mieszkanie i posiadać samochód, a także wykupić dziewczynę od jej rodziny,
płacąc określoną (czasem dość wysoką) sumę jej rodzicom.
Po zakończonych ceremoniach wróciliśmy wszyscy do hotelu, gdzie trwały przygotowania do powitania gości. Korytarz prowadzący do sali weselnej okraszały liczne zdjęcia pary młodej z urozmaiconej o liczne stroje sesji ślubnej. Przychodzący goście najpierw witani byli przez nowożeńców, którzy częstowali ich papierosami, dziękując w ten sposób za przybycie oraz zawierającą pieniądze czerwoną kopertę. Kwoty ofiarowane przez gości powinny zawierać w sobie oznaczającą parę dwójkę lub szczęście ósemkę. Pieniądze z każdej koperty własnoręcznie wyciągałam i przeliczałam, co przy nazwisku, w specjalnym zeszycie, skrzętnie zapisywała nasza koleżanka. Bardzo zszokował nas ten zwyczaj, dopiero ostatnio dowiedzieliśmy się, że pieniądze te nie stanowią podarku dla nowożeńców, a zostaną rozdzielone pomiędzy teściów, którzy potem mają zdecydować, co z nimi zrobią. To, co ofiarowali goście panny młodej trafi do jej rodziców, zaś kwoty otrzymane od odwiedzających pana młodego do jego rodziców.
Nadszedł wreszcie czas na część oficjalną zaślubin. Przy głośnej muzyce i oprawie wizualnej godnej telewizyjnego show doszło do wymiany obrączek, przemów teściów, fajerwerków z konfetti oraz podziękowań dla rodziców. Podczas trwającego około godziny obiadu para młoda podchodziła do każdego z okrągłych stolików, by napić się z gośćmi wina ryżowego, baijio, czyli bardzo mocnego, najgorszego ze wszystkich znanych mi alkoholi.
Zaskoczyło nas, gdy goście po
zjedzeniu posiłku zaczęli rozchodzić się do domów. Tak to już wygląda w
Chinach, a i tak ponoć trafiliśmy na wesele bardziej nowoczesne. Po częstokroć
cała ceremonia zaślubin kończy się już na części oficjalnej. Pozostało nam więc
cieszyć się z ofiarowanych gościom drobnych podarków, z rozrzewnieniem
wspominając polskie wesela, z zabawą do białego rana.
mj
Subskrybuj:
Posty
(
Atom
)
Blog studentów kierunku architektura krajobrazu specjalności Tradycje
chińskie i polskie w kształtowaniu krajobrazu (Chinese and Polish tradition in shaping of the landscape) na Uniwersytecie Przyrodniczym we Wrocławiu oraz Hunan Agricultural University w mieście Changsha w Chinach.
popularne posty
- Finanse za granicą – jak się przygotować?
- Co przywieźć ze sobą lub wysłać w paczkach- produkty trudnodostępne w Chinach
- Ogród botaniczny Chenshan w Szanghaju
- ZA CHINY LUDOWE! - krzaki, tony, mandaryński - jak to ugryźć?
- Zakończenie
- Lody. lody dla ochłody!
- Yuelu Academy
- Ceremonia parzenia herbaty
- Ślub po chińsku
- Palce lizać! Makarony
Labels
- architektura krajobrazu
- bank
- campus
- changsha
- chiny
- czas wolny
- dokumenty
- esn
- hangzhou
- hunan
- impreza
- internet
- jedzenie
- karaoke
- kraków
- lekarstwa
- lodowisko
- lot
- madżong
- mieszkanie
- pakowanie
- park
- pekin
- pierwszy raz
- podróże
- polska
- polsko-chińskie
- praktyki
- przed wyjazdem
- shopping
- studia
- suzhou
- szanghaj
- szczepienia
- szok kulturowy
- szpital
- uczelnia
- vpn
- wiza
- wrocław
- współpraca
- zakupy
- zhangjiajie
Obsługiwane przez usługę Blogger.
0 komentarze :