Postanowiłam napisać ten post
ponieważ Chińczycy mają trochę inną, w naszych oczach wręcz dziwną kulturę i
osobowość. Oczywiście, niezależnie od tego z jakiego jest się kraju każdy ma
swój charakter i przyzwyczajenia, ale pozwolę sobie tu opowiedzieć o ogólnych
wrażeniach. Zacznę od tego, że w tej chwili w Chinach jest dość mało
obcokrajowców, zwłaszcza w miastach innych niż Pekin i Szanghaj, dlatego my
jako osoby o charakterystycznej, odmiennej urodzie nie możemy przejść ulicą
niezauważeni. W sklepie, w autobusie, na chodniku, dosłownie wszędzie ludzie
się za nami oglądają, robią zdjęcia i krzyczą po swojemu „obcokrajowiec,
obcokrajowiec!”. Niestety czasem wiążą się z tym dość nieprzyjemne sytuacje
kiedy publikowane są zdjęcia jak np. przeżuwamy makaron, bo przecież trzeba
pokazać znajomym, że widziało się blondynkę albo faceta z brodą. Budzimy bardzo
duże zainteresowanie, na ulicy obcy ludzie podchodzą i proszą o dodanie do
znajomych na komunikatorze wechat żeby pochwalić się, że zna się obcokrajowców.
W takich momentach czujemy się jak przybysze z innej planety, zwłaszcza, że my
nie mówimy po chińsku, a większość Chińczyków po angielsku, przez co
komunikacja jest dodatkowo utrudniona.
Kolejną cechą która nas bardzo
drażni jest to, że poruszając się po ulicy czy wsiadając do autobusu nie
zwracają uwagi na innych. Idąc zajmują całą szerokość chodnika, trzymając
parasol prawie wydłubują nam oczy, szturchają i nie powiedzą przepraszam,
pchają się do autobusu. Mam wrażenie, że przez to, że jest ich tak dużo, panuje
tu prawo dżungli.
Z tego wszystkiego najgorsze jest
chyba plucie pod siebie. Niestety wszędzie, nawet w autobusie czy podczas
jedzenia można usłyszeć ten głośny, nieprzyjemny odgłos.
Poza tym tutejsi mieszkańcy często
wydają nam się trochę infantylni. Trudno to do końca opisać, ale nawet nasi
znajomi, rówieśnicy mają zachowania albo reakcje, które sprawiają, że wydają
nam się młodsi niż są w rzeczywistości.
Do rzeczy, które nas bawią możemy
zaliczyć to, że Chińczycy potrafią zasnąć dosłownie zawsze i wszędzie. Nie mam
pojęcie jak oni to robią, ale wystarczy parę przystanków jazdy autobusem, żeby
uciąć sobie szybką drzemkę. Poza tym możemy uzyskać wiele ciekawych (czyt.
Zabawnych) informacji na temat zdrowego stylu życia. Powinniśmy m.in pić dużo
ciepłej wody, nie brać porannego prysznica przed, ale oczywiście też nie od
razu po śniadaniu. Z drugiej strony osoby te żyją w miejscu, gdzie produkuje
się niesamowicie dużo śmieci i smogu.
Potrafią być naprawdę baaaardzo
mili, na pewno będę za nimi tęsknić po powrocie do Polski.
p.chyrc
Zróbmy sobie bonsai, Bonsai, cz. II
07:02
Unknown
0
Comments
07:02 Unknown 0 Comments
Jak pisałam już w poprzednim
poście, sztuka bonsai to coś o wiele więcej, niż tylko podlewanie rosnącego w
doniczce drzewka. Nie bez przyczyny, dobieram więc właśnie słowa w tej kwestii,
powstające bowiem kompozycje stanowić potrafią prawdziwe arcydzieła.
PRZEPIS NA BONSAI:
1. Drzewko
w doniczce wyhodować należy.
2. Operację
skomplikowaną przeprowadzić.
3. Dbać
bardzo.
4. Poprawiać,
dążąc do doskonałości.
No właśnie, wydawałoby się to
takie proste. A wcale, ale to wcale łatwe nie jest. Na czym polega dość
zabawnie brzmiące sformułowanie operacji?
Otóż jest to cały zestaw zabiegów, którym poddać można, a nawet należy,
roślinę.
Wybrawszy (po uprzednich analizach,
kontemplacji, na podstawie własnej wrażliwości mistrza oraz popartej
doświadczeniem wiedzy) gałąź należy zacząć ją formować, przycinając odpowiednimi
szczypcami, a także zmieniając jej kąt nachylenia za pomocą specjalnych łańcuchów,
drutów oraz taśm. Za pomocą odpowiednich narzędzi można więc kontrolować
nacisk, jakiemu ulega gałąź, zmieniając tym samym kierunek oraz sposób jej
wzrostu. Oczywiście, poddane takim zabiegom rośliny wymagają następnie wzmożonej
pielęgnacji oraz intensywniejszych niż zazwyczaj zabiegów ochronnych.
Zaskoczyło mnie, jak wielkim wysiłkiem było dla znawców wykonanie zaplanowanych
wcześniej etapów metamorfozy. Wymagały one dużej siły, wprawy, a także
specjalistycznych narzędzi.
Zadbawszy o część rośliny należy
zdawać sobie sprawę z tego, że jest to tylko jeden z elementów kompozycji, na
który składa się przede wszystkim jej całkowity pokrój. Cenionym kształtem jest
taki, który składa się z kilku poziomów, bardziej przez to przypominający
stary, rosnący w trudnych, naturalnych warunkach okaz. Stąd istota piętrowości
rośliny, tworzącej najlepiej trójkąt nierównoboczny (w przeciwieństwie do
kompozycji japońskich, w których ceniony jest równoboczny kształt korony
drzewka). Niżej usytuowana, horyzontalna gałąź, ma nadawać roślinie
eleganckiego charakteru. Także szczyt oraz korzenie rośliny powinny rosnąć w
tym samym kierunku. Konar główny powinien być tylko jeden (te nadprogramowe
należy usunąć), ma być on również większy od konarów bocznych. Taka sytuacja
wydawałaby się logiczna, ma przecież zazwyczaj miejsce w naturze. Logika
zmienia się jednak w przypadku bonsai, kiedy to, niejednokrotnie, konar boczny
poddawany jest takim metamorfozom, ze może stać się konarem głównym. Czas
przycinania bonsai do odpowiedniego kształtu również ma znaczenie, proces
powinien odbywać się późną wiosną (co zależy również od klimatu), nie powinno
się także skracać oraz kształtować gałęzi zbyt młodych. Nie tylko dlatego, że
mogą być one zbyt słabe, ale również z powodu obowiązku zachowania dobrych
proporcji miedzy elementami składowymi.
Nie tylko kształt, ale również
jego znaczenie stanowi o sztuce wykonania bonsai. Wszystkie elementy powinny
komponować się w harmonijną całość. Drzewko przypominać może siedzącego, rozmyślającego
człowieka, opierającego się w zadumie na zdrewniałych ramionach lub dynamicznie
wyginającego w łuki grzbiet smoka. Należy również zwrócić uwagę na to, że
kształtowana roślina to oczywiście obiekt przestrzenny, ma więc ona dwie główne
strony, tylnią oraz przednią, i to właśnie ta frontowa ma być piękniejsza i
bardziej reprezentacyjna.
Niesamowite wrażenie robi
świadomość, z jakim trudem wprowadzane są zmiany w roślinach, które nie poddają
się łatwo zabiegom estetycznym, stanowiącym później o ich wartości. Bonsai jest
jednak jednym z tych nielicznych momentów, kiedy człowiek, wydawałoby się, w
pełni może zapanować nad naturą.
mj
Wykłady po chińsku, czyli Bonsai, cz. I
08:14
Unknown
0
Comments
08:14 Unknown 0 Comments
Autobus zatrzymuje się, chłód i
lekka mżawka nie zachęcają do opuszczenia ciepłego wnętrza. Idziemy wąską
alejką i trafiamy do innego świata. Spośród bambusów i pokrytych rosą jak
srebrem, kolorowych liści, wyłaniają się liczne pawilony. W jednym z nich odbywa
się prelekcja dotycząca tworzenia oraz pielęgnacji bonsai. Słuchacze posadzeni
przy drewnianych stołach częstowani są zieloną herbatą. Oficjalne powitanie,
kamery, fotografie, uściski dłoni między członkami grona znawców delikatnego
tematu tworzenia miniaturowych rzeczywistości. Ciekawy wystrój nietypowej sali
konferencyjnej jeszcze mocniej osadza nas w orientalnej rzeczywistości.
Bambusowe konstrukcje, potężne, jak na znajdujące się we wnętrzu, żywe drzewa,
a pomiędzy nimi także i jeden sztuczny odpowiednik, górujący nad kompozycją, a
jednak nie tak bardzo w swej sztuczności rzucający się w nasze zaskoczone oczy.
Najciekawszy jest chyba jednak sufit, okraszony dziesiątkami błękitnych,
chińskich parasolek. Niestety, językiem wykładów jest chiński, co nie ułatwia
celu, jakim jest zrozumienie sztuki bonsai.
Czym jest bonsai? Jest to
wywodząca się z Japonii sztuka ogrodnicza, która polega na takim prowadzeniu
rośliny by ta, mimo niewielkiego rozmiaru, kształtem przypominała stare, okazałe
okazy drzew. W rzeczywistości bonsai opiera się na starożytnej chińskiej sztuce
kreowania, zwanej penjin, której
istotą jest tworzenie miniaturowych krajobrazów w doniczce. Mogą to być
kompozycje składające się z roślin, kamieni, których układy przypominają skalne
formacje lub łączące te dwa elementy. Powstające przy dużym wysiłku dzieła
sztuki wymagają ogromnej cierpliwości, wiedzy, oraz uwagi ich twórców. Od nich
bowiem zależy nie tylko odpowiednie ułożenie części składowych, ale także
dbanie o rośliny, kontrolowanie ich wzrostu, wpływanie na kształt. Zadania te
wynikają nie tylko z potrzeb estetycznych, ale również funkcjonalnych. Roślina
musi bowiem przetrwać na bardzo ograniczonej przestrzeni.
Wygląd bonsai opiera się na
naturalnym pokroju danego gatunku, który ma zostać odzwierciedlony w
miniaturze. Inną możliwością jest również zmiana tego kształtu, a nienaturalnie
powykręcane gałęzie przypominają niekiedy rosnące w ekstremalnych warunkach
rośliny, które zmieniając swój kształt, przystosowały się w ten sposób do
stresu wywieranego przez środowisko. Stanowiąc tym samym o dodatkowej
wyjątkowości oraz atrakcyjności okazu.
Część druga konferencji –
praktyczna
Kilkoro niepozornych mężczyzn z
uwagą i znawstwem przygląda się jeszcze bardziej niepozornemu drzewku,
ustawionemu w widocznym miejscu przed sceną. Stoją, kontemplują, nachylają się,
przyciszonymi głosami komentują. Roślinę poddano wnikliwej analizie: korzenie,
kora, pień, gałęzie, korona, igły oraz ich długość, kształt, wiek, skręt
gałęzi, ich kierunek, jak również kierunek wzrostu korzeni, rany i ubytki,
proporcje… Każdy element jest ważny, każdy stanowi o wyjątkowości okazu oraz o
tym, w jaki sposób poddać go należy metamorfozie. W pewnym momencie panowie
zabierają się do pracy, z wprawą likwidują wszelkie szkodzące kompozycji elementy.
Nagle okazuje się, że sporego wysiłku wymaga wyginanie, łamanie, klejenie
gałęzi… ale o tym już w kolejnym poście :)
mj
ps
część zdjęć dzięki uprzejmości Panny jeszcze E.
część zdjęć dzięki uprzejmości Panny jeszcze E.
Yuelu Academy
07:11
Unknown
0
Comments
07:11 Unknown 0 Comments
Dzisiejszy post poświęcony jest jednej z czterech najbardziej znanych uczelni w Chinach z ponad tysiącletnią historią - Yuelu Academy- założona w 976 roku za czasów dynastii Song.
Dopiero w 1906 została przekształcona z tradycyjnej
konfucjańskiej szkoły w uczelnię wyższą, która w 1926 roku została oficjalnie nazwana
Hunan University.
Yuelu Academy znajduje się u zbocza góry, która jest ważną atrakcją na mapie miasta. Można tu spotkać duże grupy wycieczkowe, które chętnie zrobią sobie z Tobą zdjęcie! Koniecznie trzeba uzbroić się w cierpliwość i chętnie pozować do zdjęć lub też ukrywać się między drzewami ;D.
Akademia budzi podziw. Korytarze wzniesione na kilka metrów,
doskonale wpisują się w ukształtowanie terenu. Schody prowadzą do budynków na
zboczu góry a wokół nich znajduje się staw. Architektura i natura tworzą wspólną całość.
Okna widokowe wiodą wzrok na najciekawsze części ogrodu lub ważniejsze
budynki. Ogród akademii nie jest wcale duży, ale ze względu na dużą ilość
korytarzy, kładek, przejść wnętrze wydaje się być dużo większe. Mi samej udało
się tam zgubić ;)
md
Changshański Mur i nie tylko!
09:14
Unknown
0
Comments
09:14 Unknown 0 Comments
W ramach przedmiotu “The construction and protection of Chinese historical and cultural city landscape” nasza polsko-chińska grupa wraz z profesorem Tang miała okazję zobaczyć najstarsze miejsce w Changshy.
W południowej części miasta znajduje się pawilon TianXin, który jest najstarszą wieżą, a zarazem jedyną pozostałością starożytnych czasów. Stąd rozprzestrzenia się wspaniały widok na całe miasto. Kiedyś po jednej stronie znajdowało się centrum, po drugiej obrzeża. Obecnie Changsha silnie się rozwija i nie widać gdzie kończą się drapacze chmur, a zaczynają się przedmieścia. Starodawna architektura stanowi mocny kontrast na tle nowoczesnej architektury.
Na terenie kompleksu znajduje się statua ChongLie upamiętniająca wojnę z Japończykami, która została wybudowana w 1946r. Ma wysokość ponad 6 metrów, a na jej szczycie umieszona jest kula ziemska z konturem mapy Chin i kamiennym lwem zapatrzonym w dal co ma symbolizować nienaruszalność chińskich granic.
Pawilon usytowany został w najwyższym punkcie miasta, skąd można było obserwować niebo nocą oraz modlić się do dwóch bóstw. W głównej sali można zobaczyć dwa posągi bożków, do których modlili się studenci o pomyślnie zdanie egzaminów. Na ścianach znajdują się tablice z nazwiskami nawybitniejszych uczniów.
Pawilon połaczony jest z murami miejskimi. W 202 r. p.n.e. król Changshy Wu Rui rozpoczął budowę obwałowań z błota. W 1372 Qiu Gang wzniósł mur z kamienia, który rozozciągał się na ponad 8 kilometrów i miał 9 wejść do miasta. W 1923 po rewolucji „Xinhai” zdecydowano się zniszczyć mury i poszerzyć granicę miasta. Na szczęście do czasów dzisiejszych zachował się pawilon wraz 251 metrami murów, które stanowi obecnie atrakcję turystyczną. Nie jest to może Wielki Mur Chiński, który ciągnie się tysiącami kilometrów, ale warto tu przyjść i zachwycić się architekturą. Jest to doskonałe miejsce, aby poobserwować miejscowych ludzi. W parku staruszkowie tańczą w takt muzyki, na murach ćwiczą tai chi, a zaraz obok śpiewają coś przypominającego operę pekińską. Mieszanka wszystkiego. Taki już urok Chin :)
Ale to jeszcze nie koniec! Czego Chińczycy by w tym miejscu nie odpuścili? Otóż w pawilonie można zobaczyć film 4D opowiadający o najważniejszej bitwie w Changshy. Tego się nie spodziewaliśmy!
Na terenie kompleksu znajduje się statua ChongLie upamiętniająca wojnę z Japończykami, która została wybudowana w 1946r. Ma wysokość ponad 6 metrów, a na jej szczycie umieszona jest kula ziemska z konturem mapy Chin i kamiennym lwem zapatrzonym w dal co ma symbolizować nienaruszalność chińskich granic.
md
Festiwal Rzepaku! Hej!
08:51
Unknown
1
Comments
08:51 Unknown 1 Comments
Jakiś czas temu uczelnia
zaproponowała zagranicznym studentom udział w wycieczce. Ponieważ nie jesteśmy
tutaj jedynymi obcokrajowcami, zebrała się nas wesoła gromadka, po brzegi
wypełniająca uczelniany busik. Pojechaliśmy do małej miejscowości o nazwie Chun
Hua. Na miejscu okazało się, że za chwilę rozpoczną się takie jakby dożynki.
Zanim jednak to nastąpiło, mieliśmy okazję podziwiać żółte pola rzepaku, przez
moment czując się jak w Polsce. Urozmaiceniem były w rzędzie ustawione dawne
maszyny rolnicze, o których nieco nam opowiedziano. A także rzeźby. Wiklinowe.
Wystające spomiędzy rzepaku. I nie byłoby w tym może nic dziwnego
(podejrzewamy, że mogły pełnić funkcję strachów na wróble), gdyby nie to, że
każdy miś, czy inne zwierzątko, miał wyjątkową psychodeliczną minę...
I tak jednak najbardziej zaskoczył
nas Transformers. Taki najprawdziwszy. Również w rzepaku. Miejscowi oficjele
byli z niego bardzo dumni.
Gdy już zdążyliśmy się nacieszyć kolorytem
pól oraz towarzyszącym im atrakcjom, nadszedł czas na część artystyczną. A tylu
atrakcji na jednej scenie nikt z nas się nie spodziewał. Zaproszono nas do
sektora vipów, gdzie poczęstowano herbatą z sezamu i suszonej fasoli. Była
pyszna. A to dopiero początek dziwów. Po przywitaniu, podziękowaniach i
generalnie części oficjalnej, nadszedł czas na rozrywkę w chińskim wydaniu.
Głośniki dudniły, a przez scenę przewijały się zespoły tańca ludowego, śpiewacy
w obficie zdobionych strojach, piosenkarki w balowych sukniach. Odbył się nawet
muzyczny pokaz parzenia herbaty. Jednak te wszystkie występy miały nas chyba
tylko przygotować do tego co działo się potem. Zaczynało się niewinnie, ot,
dwie dziewczyny i chłopak, w świecących (w końcu to Chiny) strojach śpiewali
sobie, wesoło podrygując. W kolejnych piosenkach doszły bębenki. I beatbox. W
końcu nadszedł też i czas na akrobatykę, a to co wyczyniali na scenie młodzi
artyści wzbudziłoby zachwyt każdego jury z tak teraz w Polsce popularnych
talent show. Westchnieniom i okrzykom rozentuzjazmowanego tłumu nie było końca,
nie wiem nawet kiedy daliśmy się ponieść tej fali, przeżywając każdą nową
konfigurację na równi ze stojącymi za nami dzieciakami z okolicznej
podstawówki.
Po zakończeniu występów smutek
tym spowodowany mieszał się z radością, że jednak od wszechobecnego hałasu
udało nam się nie ogłuchnąć. Udzieliliśmy nawet krótkiego wywiadu dla lokalnej
gazety. Wisienką na torcie był pyszny, wielodaniowy, chiński obiad oraz
wspinaczka na taki jakby akwedukt, z którego rozciągał się widok na okoliczny
krajobraz. Bardzo miłe to były akcenty na zakończenie jakże owocnego dnia. I
jak się okazało, nawet niepozorne pola rzepaku potrafią zaskoczyć!
mj
Tego jeszcze nie było!
10:50
Unknown
0
Comments
10:50 Unknown 0 Comments
Jak dotąd mieliśmy okazję spróbować kilku niecodziennych
potraw podczas naszego pobytu w Chinach, ale tego co dzisiaj próbowaliśmy
jeszcze nikt z nas nie doświadczył w swoim życiu. O czym mowa? O tym dzisiejszy
post.
Koleżanka zapytała jednego z Chińczyków, czy jest możliwość
spróbowania TEGO w Chinach. Od razu obalam- nie, nie jest to PIES czy KOT.
Przekonanie, że Chińczycy jedzą dosłownie wszystko, nie jest do końca
prawdziwe. Jednak, jeżeli ktoś jest zainteresowany znajdzie bez problemu takie miejsce.
Osobiście widziałam raz oskalpowane psy i nie zapomnę tego widoku do końca
życia...
Ale nie o tym miała być mowa!
Od słowa do słowa, nasi Chińczycy podłapali pomysł i
zarezerwowali stolik w restauracji na naszą degustację WĘŻA!
Oczekiwania duże, przecież lubimy próbować nowych smaków.
Tego przecież jeszcze nie było! Jak smakował? Ciężko powiedzieć, był piekielnie
ostry i nie dało się ocenić jego smaku. Śliska skóra, ale dobre mięso. Uważać trzeba
jednak na kręgosłup z dużą ilością kości. Największym zaskoczeniem była biegnąca
Chinka po szklankę wody, bo dla niej też było za ostre!
Ale na tym moi drodzy to nie koniec! Żeby było tego mało,
mieliśmy okazję skosztować „chinese snake” co przetłumaczone zostało jako nasz
węgorz, tylko wielkością się nie zgadzało. Najsmaczniejsza potrawa zniknęła w
oka mgnieniu!
Niespodzianką wieczoru były małe RAKI, które są specjalnością kuchni z Changshy. Nikt z nas nie wiedział, jak się za nie zabrać. Czy to się w ogóle da zjeść przez ten gruby pancerz? Otóż tak. Sposób jedzenia podobny do obierania krewetek. Najpierw należy pozbyć się szczypiec, które najlepiej rozgryźć i wydobyć z nich mięsko. Następnie, oderwać głowotułów i wyssać, jeżeli ktoś lubi. Z pancerza obrać odwłok i można zajadać się mikroskopijną ilością mięsa raka. Przyznaję, że smaczne i warte wysiłku.
JAJKA w słodkim sosie zdecydowanie mnie nie przekonały...
Jako przystawki podane zostały zielone ogórki z dużą ilością
czosnku (mniam, mniam!), „skin tofu”, grzybki moon w imbirze, orzeszki oraz uszy
świni! Tymi ostatnimi nasi Chińczycy zajadali się, mi natomiast nie
posmakowało...
Tyle pyszności na dzisiaj, a było tego jeszcze więcej!
md.
Sakura
20:58
Unknown
0
Comments
20:58 Unknown 0 Comments
Jakiś czas temu, początkiem
bardzo tu w Chinach zróżnicowanej wiosny, wybraliśmy się naszą polsko-chińską
ekipą do ogrodu botanicznego. Wydawał się on być usytuowany na końcu świata lub
jeszcze dalej względem naszego kampusu, dojazd zajął nam więc sporo czasu.
Byliśmy jednak zdeterminowani. Naszym celem było zobaczenie kwitnącej sakury.
Sakura jest powszechnie znanym symbolem Japonii, a wizerunki gałązek kwitnącej
wiśni spotkać można na kimonach, przedmiotach ozdobnych, tkaninach, dziełach
sztuki… I my postanowiliśmy się im przyjrzeć oraz ocenić urodę J Kwiaty pojawiają się
na drzewach na zaledwie kilka dni w ciągu roku, jednak efekt bladoróżowej fali
zalewającej ogrodowe aleje jest tak piękny, że warto dla niego poświęcić
odpowiednią przestrzeń. Zwłaszcza, że jest to tym samym ogromna atrakcja dla
zwiedzających, a ceny biletów do ogrodu botanicznego w tym czasie są
zdecydowanie wyższe. Nam jednak, dzięki uprzejmości jednego z profesorów, udało
się wejść za darmo. Jak to dobrze jest studiować Architekturę Krajobrazu! :D
Klucząc alejkami szukaliśmy
różowej łuny, która nagle wyłoniła się spomiędzy drzew. Znajdujący się w części
centralnej zbiornik wodny obsadzony był kwitnącymi wiśniami, co tworzyło
niesamowity efekt. Warto było pokonać wszelkie trudy, by dotrzeć na miejsce!
Niemy zachwyt opanował nie tylko nas, ale także rzeszę chińskich turystów. Drobna
uwaga o towarzyszącym nam tłumie została tylko pobłażliwym uśmiechem
skomentowana przez naszych chińskich przyjaciół. Przecież to, to jeszcze nic,
spokojnie można przejść, więc nie jest tak źle!... Standardy w wielu kwestiach
wciąż mamy jednak inne :D
Gdy już nasyciliśmy oczy
niesamowitymi widokami i powoli planowaliśmy wracać, w tle udało nam się dostrzec
kolejną niespodziankę. Poszliśmy oglądać wielobarwne kobierce tulipanów,
różniących się kształtem, barwą, wysokością…
Wizytę w ogrodzie botanicznym
polecamy wszystkim, którzy będą mieli okazję odwiedzić Changshę. Warto,
zwłaszcza wiosną!...
mj
Subskrybuj:
Posty
(
Atom
)
Blog studentów kierunku architektura krajobrazu specjalności Tradycje
chińskie i polskie w kształtowaniu krajobrazu (Chinese and Polish tradition in shaping of the landscape) na Uniwersytecie Przyrodniczym we Wrocławiu oraz Hunan Agricultural University w mieście Changsha w Chinach.
popularne posty
- Finanse za granicą – jak się przygotować?
- Co przywieźć ze sobą lub wysłać w paczkach- produkty trudnodostępne w Chinach
- Ogród botaniczny Chenshan w Szanghaju
- ZA CHINY LUDOWE! - krzaki, tony, mandaryński - jak to ugryźć?
- Zakończenie
- Lody. lody dla ochłody!
- Yuelu Academy
- Ceremonia parzenia herbaty
- Ślub po chińsku
- Palce lizać! Makarony
Labels
- architektura krajobrazu
- bank
- campus
- changsha
- chiny
- czas wolny
- dokumenty
- esn
- hangzhou
- hunan
- impreza
- internet
- jedzenie
- karaoke
- kraków
- lekarstwa
- lodowisko
- lot
- madżong
- mieszkanie
- pakowanie
- park
- pekin
- pierwszy raz
- podróże
- polska
- polsko-chińskie
- praktyki
- przed wyjazdem
- shopping
- studia
- suzhou
- szanghaj
- szczepienia
- szok kulturowy
- szpital
- uczelnia
- vpn
- wiza
- wrocław
- współpraca
- zakupy
- zhangjiajie
Obsługiwane przez usługę Blogger.
0 komentarze :