W świecie mody!

08:55 Unknown 0 Comments


Dziś o modzie  w wydaniu chińskim. Jak dla mnie jest to zjawisko nietypowe. Czasami mam wrażenie, że dziewczyny ubierają na siebie dosłownie wszystko co mają w szafie. 
Post nie będzie jakimkolwiek ocenianiem lub wyśmiewaniem. Coco Chanel nigdy ze mnie nie była i na pewno nie będzie, Oddaje w Wasze ręce post a zdjęcia pozostawiam subiektywnej ocenie. 


Na początek coś w Chinach normalnego. Moda na parasole: czasem słońce czasem deszcz. Oczywiście praktyczność tego przedmiotu jest niepodważalna, jednak wydawać się może, że częściej używają go w czasie słonecznej pogody. Wzory, kolory, rozmiary, z koronką lub bez.... Bardzo łatwo można zgubić rachubę. 



Buty z futerkiem, w razie wcześniejszej zimy...


Lub też każdy but pakowany z osobna w folię- niemożliwy do zmierzenia.



Jak powszechnie wiadomo wszystko co chińskie jest tańsze. Zazwyczaj cena obrazuje jakość produktu. 
W niektórych częściach miasta można znaleźć ulicę na miarę 5th Avenue w Nowym Jorku. 
Ceny są niewiarygodne. Jednak projekt ....

  

Zastanawiam się jak długo okaz ten ozdabia wystawę sklepową. Jednak po chwili zastanowienia, nie mam wątpliwości, że jakaś Chinka z pewnością zdecydowałaby się wybrać taką kreację.


Z serii zoologicznej:

                             

Japonki czy zapalniczki z logiem firmy Apple, czy też koszulki Ray Ban to normalka, jednak ostatnio zaskoczyło mnie, że znana sieć kawiarni zaczeła produkować obuwie.


Moda dziecięca też nie zwalnia tempa. Według tradycji dzieci ubiera się w ubranka ze zwierzątkami, szczególnie czapeczki. Tak, aby pozytywne siły je ochraniały. 
Musze przyznać, że chińska alternatywa dla wózka dziecięcego ujęła moje serce.



Na koniec, 5w1 napotkane podczas wyprawy na Wielki Mur Chiński.


k.




0 komentarze :

EURO 2016 w Chinach

09:26 Unknown 2 Comments



W Polsce szaleństwo, wielkie święto piłki nożnej. W domach mężczyźni wydają swoim kobietą instrukcje typu „zakaz odkurzania i przechodzenia między kanapą, a telewizorem” lub „posiłki wydawane mają być przed, w przerwie albo po meczu”, na zewnątrz ustawione są strefy kibica. Wszystko po to żeby można było czuć atmosferę wielkiego wydarzenia i kibicować biało-czerwonym. Jak to wygląda w Chinach?
Co bardzo mnie zdziwiło, Changsha też żyje europejskim, piłkarskim świętem. Dowiedzieliśmy się, że w niektórych pubach wyświetlane są relacje z meczów, więc grupą znajomych postanowiliśmy wybrać się na mecz Polska-Ukraina. Po dotarciu na miejsce rozgościliśmy się i poprosiliśmy barmanów żeby włączyli akurat nasz mecz. Po chwili jednak okazało się, że mecz naszych rodaków pokazany będzie na zakodowanym kanale, odkodowany miał pokazywać mecz Niemcy- Irlandia.


Znowu zrobiliśmy małe zamieszanie prosząc by pracownicy lokalu zadzwonili w kilka miejsc i spróbowali dowiedzieć się gdzie możemy obejrzeć mecz Polaków. Po uzyskaniu tej informacji pędem wsiedliśmy do taksówek i całą bandą pojechaliśmy pod wskazany adres, mówiąc wszystkim po drodze komu mają kibicować. Dojechaliśmy akurat jak Pani zamykała lokal, ale na szczęście specjalnie dla nas otworzyła go z powrotem.

Dzięki temu całą, międzynarodową, około 15-osobową grupą mogliśmy obejrzeć zwycięski mecz Polaków i poczuć smak piłkarskich emocji ;)
P. 

2 komentarze :

Studiujemy w Chinach!

21:12 Unknown 0 Comments


Za mniej niż miesiąc wracamy do Polski. Czas podsumowań. Czego nauczyliśmy przez te dziewięć miesięcy? O przedmiotach i o tym co robiliśmy na uczelni możecie przeczytać w dzisiejszym poście.
W pierwszym semestrze w Chinach nie mieliśmy regularnego planu zajęć. Co jakiś czas mieliśmy spotkanie z naszymi promotorami czy wykłady (w poprzednich postach: Wykłady po chińsku, czyli Bonsai, cz. I). Odbyliśmy dwutygodniowe praktyki, podczas których odwiedziliśmy cztery chińskie miasta.


W tym semestrze nasi Chińczycy wrócili z Polski i razem realizujemy sześć przedmiotów. Jak wyglądały zajęcia w Chinach? Z tygodnia na tydzień zmieniał się plan zajęć, w każdym z nich  realizowaliśmy inne przedmioty. Naszym miejscem stała się sala 624, gdzie mogliśmy przebywać od rana do wieczora. Dostaliśmy do niej klucz i mogliśmy swobodnie z niej korzystać. Nasi chińscy koledzy potrafili siedzieć do zamknięcia budynku, czyli do godziny 23, ponieważ nie mają wystarczająco miejsca w akademiku. Stworzyło to fajną atmosferę, zawsze ktoś był w sali i nigdy nie pracowało się samemu.

Na przedmiocie „The construction protection and recover of rural landscape in China” z profesorem Long „Smokiem” zajmowaliśmy się tematem rejonu DaoXan, znajdującego się ponad 400 kilometrów od Changshy. W dwuosobowych grupach pracowaliśmy nad projektami wybranej części. Na koniec, zaprezentowaliśmy nasze pomysły przed jury profesorów i to oni zadecydowali o trzech najlepszych projektach, które otrzymały sporą nagrodę pieniężną. Nie da się ukryć, że była to spora motywacja i każdy z nas ciężko pracował.



Zajęcia terenowe z profesorem Xu należą do moich ulubionych. W każdy czwartek jedziemy w inne miejsce, aby ocenić zrealizowane projekty, jego projekty! Przed zajęciami nasz ukochany profesor daje nam materiały, w postaci plansz projektowych oraz zdjęć realizacji przedsięwzięcia. Następnie, my mamy porównać i ocenić projekt. Dzięki tym zajęciom mamy możliwość częściowo uczestniczyć we wszystkich etapach pracy. I nie tylko! Projekty w Chinach bywają kosmiczne! Na jednych z zajęć analizowaliśmy sztuczną górę, która powstała w Changshy na tle drapaczy chmur. Coś niesamowitego! Góra wylanego betonu imitująca naturalny krajobraz.
Dodatkowo, nasz profesor jest bardzo cierpliwy i odpowiada na wszystkie pytania ciekawych polskich studentów. Dowiedzieliśmy się, między innymi, w jaki sposób łączy się skały w tradycyjnych chińskich ogrodach, czy też jak projektowane są zielone dachy.




W pierwszych tygodniach z profesorem Tang odwiedzaliśmy historyczne miejsca w Changshy, a następnie skupiliśmy się na strategii rozwoju dla historycznego miasteczka Tongguan. Miejsce znane jest z produkcji ceramiki i w przyszłości będzie chętnie odwiedzane przez turystów z całego kraju.

Na zajęciach „Integrated design” z profesor Zhou jesteśmy w trakcie robienia makiet. Pozostało nam 3 tygodnie do końca semestru, a w tym to nawet zaczynamy nowe zajęcia. Do wyjazdu z Chin pozostało 28 dni!!!

md

0 komentarze :

Trochę o rozrywce, trochę o zwierzętach.

03:30 Unknown 0 Comments


Zastanawiałeś się drogi czytelniku jak Chińczycy spędzają wolne niedzielne popołudnie? Niby tak jak my, spędzają czas z rodziną, ale robią to w nieco inny sposób. My raczej spędzamy czas w domu, idąc w gości albo goszcząc innych, Chińczycy raczej wychodzą „na miasto”.
Jedną z najbardziej rzucających się w oczy formą spędzania czasu są odwiedziny w parku rozrywki. Chińczycy to uwielbiają. Chodzą tam całymi rodzinami, często to dla nich jedyna możliwość spotkania i odpoczynku. Jednym z ciekawszych obiektów tego typu w Changshy jest Morski Park Rozrywki.



Wejście musi być duże, widoczne i krzykliwe. To chyba jakaś zasada w Chinach. Po drugie wszystkiego musi być dużo i nie musi być to dobrej jakości. W moich oczach architektura chińska jest kiczowata, ale to, co dzieje się w parkach rozrywki przebija wszystko na głowę. Ale to nie mi oceniać styl, ważne, że ludzie tutaj przychodzą i są zadowoleni.

Rodzice bardzo chcą pokazać swoim dzieciom morski świat. Zachwyt nad nowopoznaną rybą na twarzy dziecka – bezcenny!  Widok tatusiów trzymających swoje pociechy na szyi tylko po to żeby mogły być bliżej płaszczki – wspaniałe! Uwarunkowania kulturowe, polityka jednego dziecka wszystko sprawia, że małe chińskie bobasy są pielęgnowane niemalże jak cesarzowie.





Między innymi, dlatego parki rozrywki są pełne atrakcji dla dzieci. Na każdym kroku sklep z zabawkami, budki z lodami i przekąskami itp. W każdym ciekawszym miejscu grupy rozwrzeszczanych dzieci oglądają kolorowe rybki. Zapatrzona w glonojada dziewczynka strzela światłem z zabawkowego pistoletu wprost w akwarium. Ryby widzą tylko migające ostre czerwone światło, są ogłuszone, uciekają. Zaraz obok jakiś chłopczyk z całej siły wali w szybę. Rodzice nie reagują ani na jedno ani na drugie zachowanie.




Idę na pokaz delfinów. W wielkiej sali obserwuję foki klaskające wraz z publicznością             i delfiny przeskakujące przez obręcze. Po pokazie widzę salę jak po przejściu huraganu. Wszędzie śmieci, rozlane napoje, niedojedzone przekąski. Chyba tylko na mnie robi to wrażenie. To samo dzieje się na stolikach przy restauracji. Śmieci jest tak dużo, że nie ma jak postawić czegokolwiek. Ale i tak dosiadają się kolejni i zjedzą posiłek przy takim „zastawionym” stole.

        Największe wrażenie robi na mnie klatka z wilkami. Cztery białe wilki zamknięte w przestrzeni wielkości dużego pokoju. WILKI. Zwierzęta, które są symbolem dzikości i wolności. Ich liniejąca sierść przeraża, widać, że coś z nimi jest nie tak. Kręcą się w kółko, są bardzo niespokojne. Zaraz obok pomieszczenie z pingwinami. Stoją nieruchomo. Są jakieś dziwne. Obok wielkiego akwarium, pod którym można się przejść pani sprzedaje malutkie rybki zamknięte w uroczych równie małych pojemniczkach. Od razu przypomina mi się zasłyszana historia, że niektórych hotelach w każdym pokoju dla ozdoby do wazonów wpuszcza się złote rybki. Tych ryb się nie karmi, nie wymienia się im wody. Po prostu, gdy zdechną wymienia się je na nowe.








   Po wizycie w parku nachodzi mnie refleksja. O co chodzi? Dlaczego oni tak traktują zwierzęta.  Dlaczego nie widzą ich cierpienia? Oczywiście w Polsce też zdarzają się przypadki bardzo złego traktowania, ale u nas się o tym mówi, za wykroczenia karze, edukuje społeczeństwo. W Chinach procesy są inne i zachowania są inne. Zmienić tego od tak nie sposób, pytanie tylko czy chcesz w tym uczestniczyć. 

e.

0 komentarze :

Lody. lody dla ochłody!

07:35 Unknown 2 Comments



 W Changshy na dobre zawitało lato, a wraz z nim niesamowite temperatury i ogromna wilgotność powietrza!
Temat ten nie pojawił się bez powodu i o 'normalnych' lodach też tu mowy nie będzie. Oczywiście tak piękne i smaczne okazy lodów naturalnych (jakie prezentuje zdjęcie tytułowe) spotkać można. Jednak w Chinach królują lody o smakach co najmniej dziwnych.

Tak więc, lody o smaku zielonego groszku, czy czerwonej fasoli to dopiero początek 'góry lodowej'.  :D




Śmieszne małe kulki przypominające kształtem baozi. Smaku nie jestem w stanie określić. Po ugryzieniu loda ukazują się dwie warstwy: otoczka, górna warstwa i nadzienie, przypominające trochę popularne pianki, ale nie do końca... Wszystko to zamyka się smakiem słodko-słonym. Na szczęście cena loda nie zrujnowała mojego portfela. Nie żałowałam zakupu ani przez chwilę.


Lód o smaku kukurydzy czy tez polewa ze słonecznikiem... to chyba jakieś mocne wsparcie chińskiego rolnictwa.


Kolejny bohater, akurat zaskoczył mnie bardzo pozytywnie. Polewa z sezamem. Na prawdę warto!


Następne dzieło, tradycyjny lód kanapka- jednak składniki trochę inne: fasola, groszek i bliżej nieokreślone sosy. 


Codziennością są tu również lody o smaku tarty z jajkami, czy znienawidzonego chyba przez nas wszystkich (nie tylko przez smak, ale i zapach) duriana.


Lody o tradycyjnych smakach sąsiadują z tymi, których często nie odważylibyśmy się spróbować. Chińczycy nie byliby sobą, gdyby nie wymyśliliby czegoś 'innego'.

Jedno trzeba przyznać, ku uciesze miłośników lodów, że są one tutaj bardzo tanie!


k.

2 komentarze :

Finanse za granicą – jak się przygotować?

03:24 Unknown 12 Comments


Przed wyjazdem należy dobrze zastanowić się jak mądrze płacić, żeby nie stracić na przewalutowaniu czy wypłacie z bankomatu. Zróżnicowane oferty banków kuszą, ale co się za tym wszystkim kryje?
Długo zastanawiałam się, która opcja jest dla mnie najlepsza i z perspektywy czasu chciałabym się podzielić swoją wiedzą. Jest to całkowicie subiektywna ocena i mam nadzieję, że moje rady na co zwracać uwagę będą pomocne osobom wybierającym się za granicę. Pamiętam, jak w zeszłe wakacje przed wyjazdem sprawdziłam wszystkie opcje. Następnie, dyskutowaliśmy między sobą kto co wybiera. Ostatecznie, każdy z naszej ośmioosobowej grupy wybrał inny bank.
Najlepszą opcją byłoby oczywiście płacić gotówką, ale przy wyjeździe na rok jest to oczywiście niemożliwe. Warto jednak wziąć jakiś zapas na początek. Ja przywiozłam ze sobą około 600 dolarów, które starczyły na pierwsze opłaty (resident permit, mdeical examination, accommodation, registration). Na lotnisku wymieniłam tylko 50$, ponieważ przelicznik jest bardzo niekorzystny. Dwa dni później razem z naszym chińskim kolegą pojechaliśmy do centrum (nie mogliśmy zrobić tego na naszym kampusie) wymienić resztę pieniędzy.


Wypłaty z bankomatu. Na naszym kampusie tylko w jednym bankomacie możemy wypłacić pieniądze. Inne, po prostu nie przyjmują naszych kart. W centrum problem jest już mniejszy, ale należy sprawdzić czy bankomaty obsługują karty Visa, czy też MasterCard. Niektóre bankomaty pobierają opłatę- prowizję za wypłatę bankomatu, ale nie jest to często spotykane w Chinach, natomiast w Wietnamie, Laosie czy Kambodży jest to bardzo często praktykowane. Niemniej jednak, niektóre banki życzą sobie tutaj takiej prowizji i należy na to bardzo uważać.
Z drugiej strony nasz bank może sobie policzyć za wypłatę za wypłatę w obcej walucie. Przykładowo w Alior Bank Kantor Walutowy pierwsza wypłata z bankomatu jest darmowa, każda kolejna to koszt 9 złotych niezależnie od wysokości wypłaty. W Banku Zachodnim WBK to koszt 1,5$ + 2,8% za przewalutowanie transakcji, jeśli została dokonana w walucie innej niż waluta rachunku). W Banku PKO jest to już tylko 1,5$ od wypłaty a w ING Rachunku Walutowym jest to 6% min. 9 zł.
Najlepszą, najbardziej korzystną opcją są konta walutowe. Jak to działa? Mamy otwarty rachunek w innej walucie, najlepiej w dolarach. I przy wypłacie z bankomatu czy płatności kartą pieniądze przeliczane są z dolarów na juany (waluta chińska). W przypadku rachunku w złotówkach przewalutowanie jest dwukrotne. Najpierw ze złotówek na dolary, a następnie dopiero na juany. Próbowałam dowiedzieć się jaki jest przelicznik, ale nie dostałam jasnej odpowiedzi, gdyż jedno przewalutowanie zależy od banku, drugie już od operatora karty (Visa, MasterCard). Będąc tutaj zauważyłam, że przy tych kwotach które wypłacam (umówmy się- studenckie życie) są to na tyle niewielkie różnice, że nie ma aż takiej różnicy. Co nie zmienia faktu, że rachunki w złotówkach są mniej opłacalne. Tyko, że wpłacanie dużej ilości dolarów do banku, zmiana waluty na własną rękę jest bardzo nie wygodne. Jakie rozwiązanie?
Internetowe kantory walutowe. Posiadam konto w Alior Bank Kontor Walutowy z rachunkiem w dolarach. Jest to bardzo wygodna i bezpieczna opcja. Do konta podpięte jest konto w złotówkach, do którego nie posiadam karty. W momencie, kiedy potrzebuję wypłacić pieniądze kupuję je online w moim banku. Kurs jest bardzo korzystny i nie tracę na przewalutowaniu ze złotówek na dolary. Staram się też obserwować kurs dolara i kupować je „na zapas”, a nie na ostatnią chwile po niekorzystnym kursie. Jedynym minusem według mnie jest to, że mam tylko jedną darmową wypłatę z bankomatu w miesiącu. Z tego powodu, staram się wypłacać większą kwotę, która starczy na dłużej. Ma to jednak też swoje dobre strony, bo pozwala mi lepiej kontrolować swoje finanse.


Przezorny zawsze ubezpieczony. Nie wiedziałam czego się spodziewać i bałam się, że może nie będę mogła wypłacić pieniędzy z mojej karty MasterCard (Alior Bank Kantor Walutowy), dlatego postanowiłam otworzyć rachunek w złotówkach. W Polsce miałam konto w banku BPH, ale po sprawdzeniu cennika usług postanowiłam zrezygnować z ich oferty i otworzyłam konto w Banku Millennium. Bez żadnych opłat, bardzo wygodne i bezpieczne. Traktuję je jako konto zapasowe i staram się nie wypłacać z niego pieniędzy. Wypłata jest darmowa, jeżeli zapłacę kartą (w restauracji, sklepie itd.) przynajmniej raz w miesiącu. Niestety większość restauracji, sklepów przyjmuje tylko chińskie karty UnionPay i wypłata z bankomatu obarczona jest już 2,5% (nie mniej niż 9 zł).

Opcji jest wiele i warto poważnie zastanowić się nad tym co komu jest potrzebne. Dla mnie najważniejsza jest darmowa wypłata w bankomacie oraz korzystne przewalutowanie. Mam nadzieję, że powyższe informacje pomogą zaoszczędzić jak najwięcej :D 
md

12 komentarze :

Ślub po chińsku

07:40 Unknown 0 Comments

 

My to mamy szczęście, czasem aż trudno w to uwierzyć! Dostaliśmy zaproszenie od jednej z naszych chińskich koleżanek na ŚLUB jej brata. Jak się potem okazała, bratem i siostrą nazywają Chińczycy swoje kuzynostwo, jednak mimo tego, że się nie znaliśmy, przez rodziców oraz parę młodą przyjęci zostaliśmy po królewsku!
Dzień zaczął się dla nas bardzo wcześnie (czego bardzo nie lubimy) śniadaniem o 7 rano. Potem zaangażowano nas do strojenia aut gości, na każdej klamce zawieszaliśmy czerwone kokardy (czerwony symbolizuje szczęście), znak podwójnego szczęścia zdobił maski, a naklejki z życzeniami i obrazkami młodej pary okolice tablic rejestracyjnych. Największe nasze zainteresowanie wzbudził jednak samochód pary młodej, ubrany w kwietny napis „LVOE” (któremu bardzo blisko jest do angielskiego „LOVE”).


Ponieważ byliśmy gośćmi ze strony pana młodego, mieliśmy okazję wziąć udział w wykupywaniu panny młodej, zamkniętej w hotelowym pokoju, do którego długo nie chciano nas wpuścić. Jednak czerwone koperty z drobnymi pieniędzmi oraz desperacko wciskane pod drzwi stujuanowe banknoty otworzyły nam wrota oraz przychylność rodziny młodej. Wciąż jednak czekało nas zadanie do wykonania, znalezienie czerwonych butów. Schowano je do wypełnionych WIANEM toreb, zawierających pokłady czerwonych kołder, poduszek i poduszeczek. Panna młoda cierpliwie siedziała w swojej białej sukni na łóżku, czekając na efekty naszych starań. Niestety, choć biel jest w Chinach raczej symbolem żałoby, odchodzi się coraz częściej od tradycji zakładania tradycyjnych, czerwonych i pięknie zdobionych sukien ślubnych.
Fotka
Fajerwerki z konfetti żegnały jadących do ich nowego mieszkania młodych, w którym panna młoda zostanie przyjęta do rodziny. Służący za eskortę goście stanowiący najbliższą rodzinę (wraz z nami, rzecz jasna), podążali ich śladem. Kiedyś pannę młodą czterech mężczyzn przenosiło w zdobnie rzeźbionej lektyce, czasy się jednak zmieniły, konie mechaniczne zastąpiły ludzkie mięśnie. Na miejscu ciocia pana młodego wykonała tradycyjne ceremonie. Nie mogła to być teściowa, by zapobiec późniejszym, być może, konfliktom (lub by właściwie odsunąć je w czasie). Twarz dziewczyny obmyto wodą, co miało na celu odpędzenie złych duchów, następnie ciotki rozścieliły na łóżku czerwone pościele, stanowiące podarunek od rodziny dziewczyny. W jedną z kołder powkładano mające przyciągnąć dzieci orzechy, daktyle oraz cukierki, czego celem było zapewnienie płodności i szczęśliwego w potomków życia. W tym celu zaparzono również dla młodej pary herbatę, podawaną przez prowadzącą ceremonię ciotkę. Przy okazji dowiedzieliśmy się, że nie jest we współczesnym, konsumpcyjnym chińskim świecie łatwo o dobre małżeństwo, pan młody powinien zarabiać więcej niż jego przyszła żona, musi on również zapewnić mieszkanie i posiadać samochód, a także wykupić dziewczynę od jej rodziny, płacąc określoną (czasem dość wysoką) sumę jej rodzicom.



Po zakończonych ceremoniach wróciliśmy wszyscy do hotelu, gdzie trwały przygotowania do powitania gości. Korytarz prowadzący do sali weselnej okraszały liczne zdjęcia pary młodej z urozmaiconej o liczne stroje sesji ślubnej. Przychodzący goście najpierw witani byli przez nowożeńców, którzy częstowali ich papierosami, dziękując w ten sposób za przybycie oraz zawierającą pieniądze czerwoną kopertę. Kwoty ofiarowane przez gości powinny zawierać w sobie oznaczającą parę dwójkę lub szczęście ósemkę. Pieniądze z każdej koperty własnoręcznie wyciągałam i przeliczałam, co przy nazwisku, w specjalnym zeszycie, skrzętnie zapisywała nasza koleżanka. Bardzo zszokował nas ten zwyczaj, dopiero ostatnio dowiedzieliśmy się, że pieniądze te nie stanowią podarku dla nowożeńców, a zostaną rozdzielone pomiędzy teściów, którzy potem mają zdecydować, co z nimi zrobią. To, co ofiarowali goście panny młodej trafi do jej rodziców, zaś kwoty otrzymane od odwiedzających pana młodego do jego rodziców.




Nadszedł wreszcie czas na część oficjalną zaślubin. Przy głośnej muzyce i oprawie wizualnej godnej telewizyjnego show doszło do wymiany obrączek, przemów teściów, fajerwerków z konfetti oraz podziękowań dla rodziców. Podczas trwającego około godziny obiadu para młoda podchodziła do każdego z okrągłych stolików, by napić się z gośćmi wina ryżowego, baijio, czyli bardzo mocnego, najgorszego ze wszystkich znanych mi alkoholi.
Zaskoczyło nas, gdy goście po zjedzeniu posiłku zaczęli rozchodzić się do domów. Tak to już wygląda w Chinach, a i tak ponoć trafiliśmy na wesele bardziej nowoczesne. Po częstokroć cała ceremonia zaślubin kończy się już na części oficjalnej. Pozostało nam więc cieszyć się z ofiarowanych gościom drobnych podarków, z rozrzewnieniem wspominając polskie wesela, z zabawą do białego rana.
mj

0 komentarze :