Subiektywna prawda o Chińczykach

09:12 Unknown 0 Comments



Postanowiłam napisać ten post ponieważ Chińczycy mają trochę inną, w naszych oczach wręcz dziwną kulturę i osobowość. Oczywiście, niezależnie od tego z jakiego jest się kraju każdy ma swój charakter i przyzwyczajenia, ale pozwolę sobie tu opowiedzieć o ogólnych wrażeniach. Zacznę od tego, że w tej chwili w Chinach jest dość mało obcokrajowców, zwłaszcza w miastach innych niż Pekin i Szanghaj, dlatego my jako osoby o charakterystycznej, odmiennej urodzie nie możemy przejść ulicą niezauważeni. W sklepie, w autobusie, na chodniku, dosłownie wszędzie ludzie się za nami oglądają, robią zdjęcia i krzyczą po swojemu „obcokrajowiec, obcokrajowiec!”. Niestety czasem wiążą się z tym dość nieprzyjemne sytuacje kiedy publikowane są zdjęcia jak np. przeżuwamy makaron, bo przecież trzeba pokazać znajomym, że widziało się blondynkę albo faceta z brodą. Budzimy bardzo duże zainteresowanie, na ulicy obcy ludzie podchodzą i proszą o dodanie do znajomych na komunikatorze wechat żeby pochwalić się, że zna się obcokrajowców. W takich momentach czujemy się jak przybysze z innej planety, zwłaszcza, że my nie mówimy po chińsku, a większość Chińczyków po angielsku, przez co komunikacja jest dodatkowo utrudniona.




Kolejną cechą która nas bardzo drażni jest to, że poruszając się po ulicy czy wsiadając do autobusu nie zwracają uwagi na innych. Idąc zajmują całą szerokość chodnika, trzymając parasol prawie wydłubują nam oczy, szturchają i nie powiedzą przepraszam, pchają się do autobusu. Mam wrażenie, że przez to, że jest ich tak dużo, panuje tu prawo dżungli.
Z tego wszystkiego najgorsze jest chyba plucie pod siebie. Niestety wszędzie, nawet w autobusie czy podczas jedzenia można usłyszeć ten głośny, nieprzyjemny odgłos.
Poza tym tutejsi mieszkańcy często wydają nam się trochę infantylni. Trudno to do końca opisać, ale nawet nasi znajomi, rówieśnicy mają zachowania albo reakcje, które sprawiają, że wydają nam się młodsi niż są w rzeczywistości.

Do rzeczy, które nas bawią możemy zaliczyć to, że Chińczycy potrafią zasnąć dosłownie zawsze i wszędzie. Nie mam pojęcie jak oni to robią, ale wystarczy parę przystanków jazdy autobusem, żeby uciąć sobie szybką drzemkę. Poza tym możemy uzyskać wiele ciekawych (czyt. Zabawnych) informacji na temat zdrowego stylu życia. Powinniśmy m.in pić dużo ciepłej wody, nie brać porannego prysznica przed, ale oczywiście też nie od razu po śniadaniu. Z drugiej strony osoby te żyją w miejscu, gdzie produkuje się niesamowicie dużo śmieci i smogu.



Żeby nie było, że tak na tych naszych Chińczyków narzekamy. Czasem ich zachowania nas dziwią czy irytują, ale tak naprawdę wszyscy ich kochamy. Nasi znajomi są niesamowicie mili, pomocni i przyjacielscy. Z jakim pytaniem czy problemem do nich nie przyjdziemy, zawsze nam pomogą. „Gdzie można kupić statyw?”, „Dlaczego pani na dworcu nie chciała nam sprzedać biletu?”, „Ratunku, telefon mi nie działa!”. Na wszystkie pytania cierpliwie odpowiadają, tłumaczą, pomagają kupić bilet czy naprawić telefon. Kiedy mówimy, że ktoś z nas źle się czuł czy był chory, dopytują się czy już jest lepiej. Bardzo im zależy na tym żebyśmy dobrze czuli się w „ich kraju” i przywieźli do Polski masę dobrych wspomnień. Organizują nam wspólne wyjścia do restauracji, naukę gotowania chińskich potraw, zwiedzanie okolicy.
Potrafią być naprawdę baaaardzo mili, na pewno będę za nimi tęsknić po powrocie do Polski.

p.chyrc

0 komentarze :

Zróbmy sobie bonsai, Bonsai, cz. II

07:02 Unknown 0 Comments



Jak pisałam już w poprzednim poście, sztuka bonsai to coś o wiele więcej, niż tylko podlewanie rosnącego w doniczce drzewka. Nie bez przyczyny, dobieram więc właśnie słowa w tej kwestii, powstające bowiem kompozycje stanowić potrafią prawdziwe arcydzieła.

PRZEPIS NA BONSAI:
1.       Drzewko w doniczce wyhodować należy.
2.       Operację skomplikowaną przeprowadzić.
3.       Dbać bardzo.
4.       Poprawiać, dążąc do doskonałości.

No właśnie, wydawałoby się to takie proste. A wcale, ale to wcale łatwe nie jest. Na czym polega dość zabawnie brzmiące sformułowanie operacji? Otóż jest to cały zestaw zabiegów, którym poddać można, a nawet należy, roślinę.
Wybrawszy (po uprzednich analizach, kontemplacji, na podstawie własnej wrażliwości mistrza oraz popartej doświadczeniem wiedzy) gałąź należy zacząć ją formować, przycinając odpowiednimi szczypcami, a także zmieniając jej kąt nachylenia za pomocą specjalnych łańcuchów, drutów oraz taśm. Za pomocą odpowiednich narzędzi można więc kontrolować nacisk, jakiemu ulega gałąź, zmieniając tym samym kierunek oraz sposób jej wzrostu. Oczywiście, poddane takim zabiegom rośliny wymagają następnie wzmożonej pielęgnacji oraz intensywniejszych niż zazwyczaj zabiegów ochronnych. Zaskoczyło mnie, jak wielkim wysiłkiem było dla znawców wykonanie zaplanowanych wcześniej etapów metamorfozy. Wymagały one dużej siły, wprawy, a także specjalistycznych narzędzi. 
Zadbawszy o część rośliny należy zdawać sobie sprawę z tego, że jest to tylko jeden z elementów kompozycji, na który składa się przede wszystkim jej całkowity pokrój. Cenionym kształtem jest taki, który składa się z kilku poziomów, bardziej przez to przypominający stary, rosnący w trudnych, naturalnych warunkach okaz. Stąd istota piętrowości rośliny, tworzącej najlepiej trójkąt nierównoboczny (w przeciwieństwie do kompozycji japońskich, w których ceniony jest równoboczny kształt korony drzewka). Niżej usytuowana, horyzontalna gałąź, ma nadawać roślinie eleganckiego charakteru. Także szczyt oraz korzenie rośliny powinny rosnąć w tym samym kierunku. Konar główny powinien być tylko jeden (te nadprogramowe należy usunąć), ma być on również większy od konarów bocznych. Taka sytuacja wydawałaby się logiczna, ma przecież zazwyczaj miejsce w naturze. Logika zmienia się jednak w przypadku bonsai, kiedy to, niejednokrotnie, konar boczny poddawany jest takim metamorfozom, ze może stać się konarem głównym. Czas przycinania bonsai do odpowiedniego kształtu również ma znaczenie, proces powinien odbywać się późną wiosną (co zależy również od klimatu), nie powinno się także skracać oraz kształtować gałęzi zbyt młodych. Nie tylko dlatego, że mogą być one zbyt słabe, ale również z powodu obowiązku zachowania dobrych proporcji miedzy elementami składowymi.
Nie tylko kształt, ale również jego znaczenie stanowi o sztuce wykonania bonsai. Wszystkie elementy powinny komponować się w harmonijną całość. Drzewko przypominać może siedzącego, rozmyślającego człowieka, opierającego się w zadumie na zdrewniałych ramionach lub dynamicznie wyginającego w łuki grzbiet smoka. Należy również zwrócić uwagę na to, że kształtowana roślina to oczywiście obiekt przestrzenny, ma więc ona dwie główne strony, tylnią oraz przednią, i to właśnie ta frontowa ma być piękniejsza i bardziej reprezentacyjna.
Niesamowite wrażenie robi świadomość, z jakim trudem wprowadzane są zmiany w roślinach, które nie poddają się łatwo zabiegom estetycznym, stanowiącym później o ich wartości. Bonsai jest jednak jednym z tych nielicznych momentów, kiedy człowiek, wydawałoby się, w pełni może zapanować nad naturą.
mj

0 komentarze :

Wykłady po chińsku, czyli Bonsai, cz. I

08:14 Unknown 0 Comments



Autobus zatrzymuje się, chłód i lekka mżawka nie zachęcają do opuszczenia ciepłego wnętrza. Idziemy wąską alejką i trafiamy do innego świata. Spośród bambusów i pokrytych rosą jak srebrem, kolorowych liści, wyłaniają się liczne pawilony. W jednym z nich odbywa się prelekcja dotycząca tworzenia oraz pielęgnacji bonsai. Słuchacze posadzeni przy drewnianych stołach częstowani są zieloną herbatą. Oficjalne powitanie, kamery, fotografie, uściski dłoni między członkami grona znawców delikatnego tematu tworzenia miniaturowych rzeczywistości. Ciekawy wystrój nietypowej sali konferencyjnej jeszcze mocniej osadza nas w orientalnej rzeczywistości. Bambusowe konstrukcje, potężne, jak na znajdujące się we wnętrzu, żywe drzewa, a pomiędzy nimi także i jeden sztuczny odpowiednik, górujący nad kompozycją, a jednak nie tak bardzo w swej sztuczności rzucający się w nasze zaskoczone oczy. Najciekawszy jest chyba jednak sufit, okraszony dziesiątkami błękitnych, chińskich parasolek. Niestety, językiem wykładów jest chiński, co nie ułatwia celu, jakim jest zrozumienie sztuki bonsai.
 Czym jest bonsai? Jest to wywodząca się z Japonii sztuka ogrodnicza, która polega na takim prowadzeniu rośliny by ta, mimo niewielkiego rozmiaru, kształtem przypominała stare, okazałe okazy drzew. W rzeczywistości bonsai opiera się na starożytnej chińskiej sztuce kreowania, zwanej penjin, której istotą jest tworzenie miniaturowych krajobrazów w doniczce. Mogą to być kompozycje składające się z roślin, kamieni, których układy przypominają skalne formacje lub łączące te dwa elementy. Powstające przy dużym wysiłku dzieła sztuki wymagają ogromnej cierpliwości, wiedzy, oraz uwagi ich twórców. Od nich bowiem zależy nie tylko odpowiednie ułożenie części składowych, ale także dbanie o rośliny, kontrolowanie ich wzrostu, wpływanie na kształt. Zadania te wynikają nie tylko z potrzeb estetycznych, ale również funkcjonalnych. Roślina musi bowiem przetrwać na bardzo ograniczonej przestrzeni.
Wygląd bonsai opiera się na naturalnym pokroju danego gatunku, który ma zostać odzwierciedlony w miniaturze. Inną możliwością jest również zmiana tego kształtu, a nienaturalnie powykręcane gałęzie przypominają niekiedy rosnące w ekstremalnych warunkach rośliny, które zmieniając swój kształt, przystosowały się w ten sposób do stresu wywieranego przez środowisko. Stanowiąc tym samym o dodatkowej wyjątkowości oraz atrakcyjności okazu.
Część druga konferencji – praktyczna
Kilkoro niepozornych mężczyzn z uwagą i znawstwem przygląda się jeszcze bardziej niepozornemu drzewku, ustawionemu w widocznym miejscu przed sceną. Stoją, kontemplują, nachylają się, przyciszonymi głosami komentują. Roślinę poddano wnikliwej analizie: korzenie, kora, pień, gałęzie, korona, igły oraz ich długość, kształt, wiek, skręt gałęzi, ich kierunek, jak również kierunek wzrostu korzeni, rany i ubytki, proporcje… Każdy element jest ważny, każdy stanowi o wyjątkowości okazu oraz o tym, w jaki sposób poddać go należy metamorfozie. W pewnym momencie panowie zabierają się do pracy, z wprawą likwidują wszelkie szkodzące kompozycji elementy. Nagle okazuje się, że sporego wysiłku wymaga wyginanie, łamanie, klejenie gałęzi… ale o tym już w kolejnym poście :)

mj

ps
część zdjęć dzięki uprzejmości Panny jeszcze E.

0 komentarze :

Yuelu Academy

07:11 Unknown 0 Comments



Dzisiejszy post poświęcony jest jednej z czterech najbardziej znanych uczelni w Chinach z ponad tysiącletnią historią - Yuelu Academy- założona w 976 roku za czasów dynastii Song.
Dopiero w 1906 została przekształcona z tradycyjnej konfucjańskiej szkoły w uczelnię wyższą, która w 1926 roku została oficjalnie nazwana Hunan University. 



Yuelu Academy znajduje się u zbocza góry, która jest ważną atrakcją na mapie miasta. Można tu spotkać duże grupy wycieczkowe, które chętnie zrobią sobie z Tobą zdjęcie! Koniecznie trzeba uzbroić się w cierpliwość i chętnie pozować do zdjęć lub też ukrywać się między drzewami ;D.




Akademia budzi podziw. Korytarze wzniesione na kilka metrów, doskonale wpisują się w ukształtowanie terenu. Schody prowadzą do budynków na zboczu góry a wokół nich znajduje się staw. Architektura i natura tworzą wspólną całość. Okna widokowe wiodą wzrok na najciekawsze części ogrodu lub ważniejsze budynki. Ogród akademii nie jest wcale duży, ale ze względu na dużą ilość korytarzy, kładek, przejść wnętrze wydaje się być dużo większe. Mi samej udało się tam zgubić ;)


md

0 komentarze :

Changshański Mur i nie tylko!

09:14 Unknown 0 Comments

W ramach przedmiotu “The construction and protection of Chinese historical and cultural city landscape” nasza polsko-chińska grupa wraz z profesorem Tang miała okazję zobaczyć najstarsze miejsce w Changshy.  
W południowej części miasta znajduje się pawilon TianXin, który jest najstarszą wieżą, a zarazem jedyną pozostałością starożytnych czasów. Stąd rozprzestrzenia się wspaniały widok na całe miasto. Kiedyś po jednej stronie znajdowało się centrum, po drugiej obrzeża. Obecnie Changsha silnie się rozwija i nie widać gdzie kończą się drapacze chmur, a zaczynają się przedmieścia. Starodawna architektura stanowi mocny kontrast na tle nowoczesnej architektury. 
 Na terenie kompleksu znajduje się statua ChongLie upamiętniająca wojnę z Japończykami, która została wybudowana w 1946r. Ma wysokość ponad 6 metrów, a na jej szczycie umieszona jest kula ziemska z konturem mapy Chin i kamiennym lwem zapatrzonym w dal co ma symbolizować nienaruszalność chińskich granic.
Pawilon usytowany został w najwyższym punkcie miasta, skąd można było obserwować niebo nocą oraz modlić się do dwóch bóstw. W głównej sali można zobaczyć dwa posągi bożków, do których modlili się studenci o pomyślnie zdanie egzaminów. Na ścianach znajdują się tablice z nazwiskami nawybitniejszych uczniów.
Pawilon połaczony jest z murami miejskimi. W 202 r. p.n.e. król Changshy Wu Rui rozpoczął budowę obwałowań z błota. W 1372 Qiu Gang wzniósł mur z kamienia, który rozozciągał się na ponad 8 kilometrów i miał 9 wejść do miasta. W 1923 po rewolucji „Xinhai” zdecydowano się zniszczyć mury i poszerzyć granicę miasta. Na szczęście do czasów dzisiejszych zachował się pawilon wraz 251 metrami murów, które stanowi obecnie atrakcję turystyczną. Nie jest to może Wielki Mur Chiński, który ciągnie się tysiącami kilometrów, ale warto tu przyjść i zachwycić się architekturą. Jest to doskonałe miejsce, aby poobserwować miejscowych ludzi. W parku staruszkowie tańczą w takt muzyki, na murach ćwiczą tai chi, a zaraz obok śpiewają coś przypominającego operę pekińską. Mieszanka wszystkiego. Taki już urok Chin :)
Ale to jeszcze nie koniec! Czego Chińczycy by w tym miejscu nie odpuścili? Otóż w pawilonie można zobaczyć film 4D opowiadający o najważniejszej bitwie w Changshy. Tego się nie spodziewaliśmy! 

   
Na terenie kompleksu znajduje się statua ChongLie upamiętniająca wojnę z Japończykami, która została wybudowana w 1946r. Ma wysokość ponad 6 metrów, a na jej szczycie umieszona jest kula ziemska z konturem mapy Chin i kamiennym lwem zapatrzonym w dal co ma symbolizować nienaruszalność chińskich granic.

md





0 komentarze :

Festiwal Rzepaku! Hej!

08:51 Unknown 1 Comments



Jakiś czas temu uczelnia zaproponowała zagranicznym studentom udział w wycieczce. Ponieważ nie jesteśmy tutaj jedynymi obcokrajowcami, zebrała się nas wesoła gromadka, po brzegi wypełniająca uczelniany busik. Pojechaliśmy do małej miejscowości o nazwie Chun Hua. Na miejscu okazało się, że za chwilę rozpoczną się takie jakby dożynki. Zanim jednak to nastąpiło, mieliśmy okazję podziwiać żółte pola rzepaku, przez moment czując się jak w Polsce. Urozmaiceniem były w rzędzie ustawione dawne maszyny rolnicze, o których nieco nam opowiedziano. A także rzeźby. Wiklinowe. Wystające spomiędzy rzepaku. I nie byłoby w tym może nic dziwnego (podejrzewamy, że mogły pełnić funkcję strachów na wróble), gdyby nie to, że każdy miś, czy inne zwierzątko, miał wyjątkową psychodeliczną minę...
I tak jednak najbardziej zaskoczył nas Transformers. Taki najprawdziwszy. Również w rzepaku. Miejscowi oficjele byli z niego bardzo dumni.
 Gdy już zdążyliśmy się nacieszyć kolorytem pól oraz towarzyszącym im atrakcjom, nadszedł czas na część artystyczną. A tylu atrakcji na jednej scenie nikt z nas się nie spodziewał. Zaproszono nas do sektora vipów, gdzie poczęstowano herbatą z sezamu i suszonej fasoli. Była pyszna. A to dopiero początek dziwów. Po przywitaniu, podziękowaniach i generalnie części oficjalnej, nadszedł czas na rozrywkę w chińskim wydaniu. Głośniki dudniły, a przez scenę przewijały się zespoły tańca ludowego, śpiewacy w obficie zdobionych strojach, piosenkarki w balowych sukniach. Odbył się nawet muzyczny pokaz parzenia herbaty. Jednak te wszystkie występy miały nas chyba tylko przygotować do tego co działo się potem. Zaczynało się niewinnie, ot, dwie dziewczyny i chłopak, w świecących (w końcu to Chiny) strojach śpiewali sobie, wesoło podrygując. W kolejnych piosenkach doszły bębenki. I beatbox. W końcu nadszedł też i czas na akrobatykę, a to co wyczyniali na scenie młodzi artyści wzbudziłoby zachwyt każdego jury z tak teraz w Polsce popularnych talent show. Westchnieniom i okrzykom rozentuzjazmowanego tłumu nie było końca, nie wiem nawet kiedy daliśmy się ponieść tej fali, przeżywając każdą nową konfigurację na równi ze stojącymi za nami dzieciakami z okolicznej podstawówki.
 Po zakończeniu występów smutek tym spowodowany mieszał się z radością, że jednak od wszechobecnego hałasu udało nam się nie ogłuchnąć. Udzieliliśmy nawet krótkiego wywiadu dla lokalnej gazety. Wisienką na torcie był pyszny, wielodaniowy, chiński obiad oraz wspinaczka na taki jakby akwedukt, z którego rozciągał się widok na okoliczny krajobraz. Bardzo miłe to były akcenty na zakończenie jakże owocnego dnia. I jak się okazało, nawet niepozorne pola rzepaku potrafią zaskoczyć!

mj

1 komentarze :

Tego jeszcze nie było!

10:50 Unknown 0 Comments


Jak dotąd mieliśmy okazję spróbować kilku niecodziennych potraw podczas naszego pobytu w Chinach, ale tego co dzisiaj próbowaliśmy jeszcze nikt z nas nie doświadczył w swoim życiu. O czym mowa? O tym dzisiejszy post.
Koleżanka zapytała jednego z Chińczyków, czy jest możliwość spróbowania TEGO w Chinach. Od razu obalam- nie, nie jest to PIES czy KOT. Przekonanie, że Chińczycy jedzą dosłownie wszystko, nie jest do końca prawdziwe. Jednak, jeżeli ktoś jest zainteresowany znajdzie bez problemu takie miejsce. Osobiście widziałam raz oskalpowane psy i nie zapomnę tego widoku do końca życia...
Ale nie o tym miała być mowa!

Od słowa do słowa, nasi Chińczycy podłapali pomysł i zarezerwowali stolik w restauracji na naszą degustację WĘŻA!


Oczekiwania duże, przecież lubimy próbować nowych smaków. Tego przecież jeszcze nie było! Jak smakował? Ciężko powiedzieć, był piekielnie ostry i nie dało się ocenić jego smaku. Śliska skóra, ale dobre mięso. Uważać trzeba jednak na kręgosłup z dużą ilością kości. Największym zaskoczeniem była biegnąca Chinka po szklankę wody, bo dla niej też było za ostre!
Ale na tym moi drodzy to nie koniec! Żeby było tego mało, mieliśmy okazję skosztować „chinese snake” co przetłumaczone zostało jako nasz węgorz, tylko wielkością się nie zgadzało. Najsmaczniejsza potrawa zniknęła w oka mgnieniu!


Niespodzianką wieczoru były małe RAKI, które są specjalnością kuchni z Changshy. Nikt z nas nie wiedział, jak się za nie zabrać. Czy to się w ogóle da zjeść przez ten gruby pancerz? Otóż tak. Sposób jedzenia podobny do obierania krewetek. Najpierw należy pozbyć się szczypiec, które najlepiej rozgryźć i wydobyć z nich mięsko. Następnie, oderwać głowotułów i wyssać, jeżeli ktoś lubi. Z pancerza obrać odwłok i można zajadać się mikroskopijną ilością mięsa raka. Przyznaję, że smaczne i warte wysiłku. 


JAJKA w słodkim sosie zdecydowanie mnie nie przekonały...


Jako przystawki podane zostały zielone ogórki z dużą ilością czosnku (mniam, mniam!), „skin tofu”, grzybki moon w imbirze, orzeszki oraz uszy świni! Tymi ostatnimi nasi Chińczycy zajadali się, mi natomiast nie posmakowało...


Tyle pyszności na dzisiaj, a było tego jeszcze więcej!

md.

0 komentarze :

Sakura

20:58 Unknown 0 Comments



Jakiś czas temu, początkiem bardzo tu w Chinach zróżnicowanej wiosny, wybraliśmy się naszą polsko-chińską ekipą do ogrodu botanicznego. Wydawał się on być usytuowany na końcu świata lub jeszcze dalej względem naszego kampusu, dojazd zajął nam więc sporo czasu. Byliśmy jednak zdeterminowani. Naszym celem było zobaczenie kwitnącej sakury. Sakura jest powszechnie znanym symbolem Japonii, a wizerunki gałązek kwitnącej wiśni spotkać można na kimonach, przedmiotach ozdobnych, tkaninach, dziełach sztuki… I my postanowiliśmy się im przyjrzeć oraz ocenić urodę J Kwiaty pojawiają się na drzewach na zaledwie kilka dni w ciągu roku, jednak efekt bladoróżowej fali zalewającej ogrodowe aleje jest tak piękny, że warto dla niego poświęcić odpowiednią przestrzeń. Zwłaszcza, że jest to tym samym ogromna atrakcja dla zwiedzających, a ceny biletów do ogrodu botanicznego w tym czasie są zdecydowanie wyższe. Nam jednak, dzięki uprzejmości jednego z profesorów, udało się wejść za darmo. Jak to dobrze jest studiować Architekturę Krajobrazu! :D
 Klucząc alejkami szukaliśmy różowej łuny, która nagle wyłoniła się spomiędzy drzew. Znajdujący się w części centralnej zbiornik wodny obsadzony był kwitnącymi wiśniami, co tworzyło niesamowity efekt. Warto było pokonać wszelkie trudy, by dotrzeć na miejsce! Niemy zachwyt opanował nie tylko nas, ale także rzeszę chińskich turystów. Drobna uwaga o towarzyszącym nam tłumie została tylko pobłażliwym uśmiechem skomentowana przez naszych chińskich przyjaciół. Przecież to, to jeszcze nic, spokojnie można przejść, więc nie jest tak źle!... Standardy w wielu kwestiach wciąż mamy jednak inne :D

Gdy już nasyciliśmy oczy niesamowitymi widokami i powoli planowaliśmy wracać, w tle udało nam się dostrzec kolejną niespodziankę. Poszliśmy oglądać wielobarwne kobierce tulipanów, różniących się kształtem, barwą, wysokością…
Wizytę w ogrodzie botanicznym polecamy wszystkim, którzy będą mieli okazję odwiedzić Changshę. Warto, zwłaszcza wiosną!...

mj

0 komentarze :