A tymczasem w Polsce…

07:34 Unknown 0 Comments




Podczas gdy my każdego dnia z zachwytem odkrywamy kolejne uroki Chin, nasi chińscy przyjaciele, którzy zostali w Polsce, mają szczęście poznawania coraz to nowszych miejsc  naszego kraju.
Drugi semestr ich pobytu w Polsce polega bowiem na odbywaniu praktyk zawodowych w trzech różnych miejscach. Grupę podzielono na trzy zespoły, które kolejno, po 5 tygodni, spędzały czas we Wrocławiu, Ciechanowicach lub w okolicach Jeleniej Góry. 

Wrocław przywitał naszych Chińczyków praktykami odbywanymi w biurze projektowym Uniwersytetu Przyrodniczego. W dużym stopniu ich zadanie polegało na wykonywaniu odręcznych rysunków architektury Wrocławia. Ze względu na to, że jest to dziedzina, do której przykłada się w Chinach dużo uwagi, rysunki są dopracowane i estetyczne (nie raz, oj nie raz, patrzyliśmy na nie z zazdrością!...).

Praktyki w Ciechanowicach polegały na pracach porządkowych przy Pałacu. A ponieważ był to już czas jesieni, spadające liście stawały się uciążliwymi towarzyszami codziennych zmagań z Porządkowaniem Przestrzeni.

W przypadku Jeleniej Góry, mieli Chińczycy okazję pracować dla Karkonoskiego Parku Narodowego. I tutaj miały użytek ich umiejętności plastyczne, przydatne podczas rysowania karkonoskich owadów. Każdy z zespołów znalazł jednak czas na wędrówki po górach, a Śnieżkę zdobyto!

Trochę martwiliśmy się, jak będzie u nich wyglądała Wigilia i czas Bożego Narodzenia. Bo chociaż, oczywiście, nie są to święta obchodzone w Chinach, to jednak  wszechobecna atmosfera wywołuje ciekawość, a my chcielibyśmy podzielić się naszymi tradycjami!... Rozwiązanie znalazło się jednak samo – rodzina, u której nasi znajomi mieszkali w Ciechanowicach zaprosiła ich do siebie. Mieli więc Chińczycy okazję spędzić święta w rodzinnej atmosferze, a samo zaproszenie świadczy o więzi, która powstała między nimi, a gospodarzami!... :D

Teraz, kiedy praktyki się dla nich skończyły, znalazł się i czas na dalsze podróże, tym razem Europa Północna, Szwecja, Norwegia, a także Austria, Węgry, Szwajcaria… My w tym czasie już nie możemy się doczekać powrotu naszych przyjaciół do Changshy, jeszcze tylko miesiąc!...

0 komentarze :

Wigilia na obczyźnie

08:20 Unknown 0 Comments


Święta Bożego Narodzenia to między innymi czas spędzony w rodzinnym gronie, a my jesteśmy tak daleko od domu, że aż trudno wyobrazić sobie większy dystans. Teraz akademik jest naszym domem, a znajomi rodziną. By nie tęsknić tak bardzo za tymi, których zostawiliśmy w Polsce i miło spędzić świąteczny czas, zabraliśmy się do szykowania Wigilii.
            Zakupy, dekoracje, lista gości, gotowanie… zadania rozdzielone. Każdy z mniejszym lub większym zapałem zabrał się do pracy. Na początku było ciężko, zwłaszcza, że nienasyceni piosenkami typu „Last Christmas” granymi normalnie we wszystkich autobusach czy sklepach, nie czuliśmy tej magicznej atmosfery. Dopiero dwa dni przed Wigilią kiedy nadchodził czas szykowania pierogów, ciast, sałatek, poczuliśmy smak zbliżającego się Święta oraz licznych niespodzianek.
Każdy z nas postanowił zaprosić kogoś z bliskich znajomych, przyjaciół, więc kolacja szykowana dla dwudziestu pięciu osób stała się nie lada wyzwaniem. Zwłaszcza, że do dyspozycji mięliśmy tylko dwa palniki, dwa woki, patelnię i nowo zakupiony piekarnik.
O tym, że trudno nam będzie przygotować niektóre tradycyjne potrawy, wiedzieliśmy już na etapie zakupów, ale dopiero w trakcie przygotowań okazało się, jak dużą kreatywnością musimy się wykazać. W pierogach ruskich do farszu zamiast białego sera musieliśmy użyć czegoś przypominający ser topiony i mascarpone. Dodatkowo po rozmrożeniu farsz ten zaczął pływać. Aby zgęstniał, postanowiliśmy odparować nadmiar wody smażąc go na patelni. Inne pierogi, które miały być z kapustą i z grzybami ostateczne były z kapustą pekińską, uszka zrobione były z grzybów shitake, a barszcz… Po obraniu dwóch kilogramów buraków okazało się, że nie są one burakami, tylko innymi czerwonymi warzywami przypominające buraki tylko z wyglądu. Skończyło się na tym, że zamiast barszczu na naszym stole królowała tradycyjna pomidorowa z kluskami zrobionymi z resztki ciasta po pierogach. Poza tymi nowościami mieliśmy także między innymi fasolę z kapustą, krokiety, sałatki warzywne, piernik, szarlotkę czy dania przygotowane przez niektórych zagranicznych gości.
 Atmosfera była niesamowita, ciepła i rodzinna, a wspólne dzielenie się opłatkiem sprawiło, że niejednemu z nas w oku zakręciła się łza.
Każdy miło spędził czas rozmawiając i śpiewając kolędy. Do tego chyba wszyscy byliśmy w tym roku grzeczni, bo każdemu święty Mikołaj zostawił coś pod choinką.
 

 Jesteśmy pewni, że wszyscy na długo zapamiętają te wspaniałe Święta, spędzone w egzotycznych Chinach razem z ludźmi pochodzącymi z czterech różnych kontynentów.

0 komentarze :

Świętowanie czas zacząć..!

17:56 Unknown 0 Comments


Ponad miesiąc temu zostaliśmy zaproszeni na przestawienie świąteczne na naszej uczelni. Nikt z nas nie spodziewał się, że my też tam będziemy występować..! Nie wiedzieliśmy całkowicie jak to ma wyglądać i jak się za to wszystko zabrać. Jak pokazać w 15 minutach nasze tradycje i zwyczaje?
Początkowo chcieli wynająć stadion... stanęło na auli na campusie. Występowaliśmy jako pierwsi. Na pierwszy ogień krótko i zwięźle o naszych tradycjach. A potem... największa atrakcja! Zaśpiewaliśmy trzy kolędy. Zaangażowaliśmy naszych widzów, na ekranie wyświetlimy teksty. Poradzili sobie z nimi bardzo dobrze klaszcząc do rytmu i machając!
Chińczycy kochają święta, wszyscy życzą sobie Merry Christmas i obrarowują się jabłkami. Tak.. jabłkami! My też swoje dostaliśmy! :D



Jest to chyba najlepszy moment, żeby wszystkim Wam drodzy Czytelnicy (kochana Rodzino i Przyjaciele, hehe) złożyć najserdeczniejsze życzenia z okazji Świąt Bożego Narodzenia. Radości, miłości i wycieczki do Chin!

md

0 komentarze :

Przemyślenia "po"

19:54 Unknown 0 Comments



Te dwa tygodnie spędzone na podróży po Chinach pozwoliły nam zobaczyć niezliczoną ilość pięknych miejsc, spotkać ciekawych ludzi, przeżyć wiele niesamowitych chwil. Byliśmy w najbardziej atrakcyjnych zakątkach, przyciągających codziennie miliony turystów, zarówno zagranicznych, jak i chińskich. Nawet nam trudno było momentami uwierzyć w to, jakimi szczęściarzami jesteśmy – oto rzeczy, o których mogliśmy do tej pory tylko poczytać, zobaczyliśmy na własne oczy. Doświadczyliśmy na własnej skórze. 

Nieoceniona jest lekcja architektury krajobrazu, którą nam dano. Tradycyjne ogrody chińskie, zróżnicowane kompleksy parkowe, niezwykle nowoczesne rozwiązania zieleni wielkich miast. Przyglądaliśmy się metamorfozie myśli projektowej, która tym samym pokazała, jak na przestrzeni lat zmieniały się potrzeby odbiorców, estetyczne oraz użytkowe. I choć kanon piękna uległ dużej zmianie, wciąż dawne rozwiązania wzbudzają podziw. Z nich też chętnie czerpią współcześni projektanci, bawiąc się stylem, nawiązując do tradycyjnych elementów wzbogacanych nowymi pomysłami. I to właśnie te założenia zrobiły na mnie największe wrażenie.
 
Próba podsumowania naszych praktyk jest trudnym zadaniem. Ponieważ nie był to wyjazd służący tylko „studiowaniu”, stricte naukowy. Dla wielu z nas była to największa z dotychczasowych podróży, podróż życia. 

Wiele się nauczyliśmy, to jasne. O ludziach, miejscach, historii i tradycjach Chin. Dużo też dowiedzieliśmy się o sobie. Zżyliśmy się bardzo, jako grupa, która od dawna nie jest już zbiorem przypadkowych osób. Każdy z nas ma swoje miejsce, zadania, uzupełniamy się, stając się dla siebie tutejszą, małą chińską rodzinką. Nadchodzące święta, choć spędzane tyle tysięcy kilometrów od naszych domów, spędzimy razem. I nie będzie to dla nas smutnym obowiązkiem. Oczywiście, tęsknota za naszymi rodzinami powoli zaczyna doskwierać. Ale przecież mamy siebie!...:)


mj


0 komentarze :

Wielki Mur Chiński!

01:57 Unknown 0 Comments


Wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturalnego i Przyrodniczego UNESCO Wielki Mur ciągnie się tysiącami kilometrów przez pustynie, wzgórza i równiny.
Nazywany jest też Wanli Changcheng 万里长城, czyli Mur Długi na 10 000 li. Li jest to chińska jednostka odległości. 10 000 nie powinno być tutaj traktowane dosłownie i oznacza raczej "nieskończoną długość" muru.

8 zdeterminowanych Polaków, 7 dziewczyn i jeden chłopak pragnący zobaczyć Wielki Mur. Coś tak odległego. Nikt z nas przecież nie przypuszczał, że kiedykolwiek będziemy mieć możliwość zobczyć jeden z siedmiu nowych cudów świata..!



Plan był taki, żeby wyjść bladym świtem, ale wiadomo... nigdy tak nie wychodzi. Najpierw śniadanko. Pyszne placki z jajkiem i warzywami. Dodatkowo trzeba było zrobić zapasy na cały dzień. Baozi, jogurty (najpyszniejszy pekiński jogurt sprzedawany tylko w stolicy!) oraz owoce. Wyprawa jak na wojnę.

Tym razem byliśmy całkowicie zdani na siebie. Nasz wierny towarzysz podróży- Kaiqin „wziął wolne”, ale dał nam dokładne instrukcje jak dotrzeć do Badaling. Jest to najbardziej popularny oraz najlepiej zachowany odcinek Wielkiego Muru. Dostać się tam można na kilka sposobów. My wybraliśmy szybszy i tańszy sposób- pociąg. Jednak już na dworcu kolejowym pojawił się problem. Bilety na godzinę 10 i 11 zostały wyprzedane. Mieliśmy do wyboru albo zaczekać 4 godziny na odjazd kolejnego pociągu lub poszukać dostępnych połączeń autobusowych. Wybraliśmy drugą opcję. Łatwo nie było. Musieliśmy pojechać metrem na dworzec autobusowy. Tam nie potrafiliśmy znaleźć przystank autobusowego. Pytaliśmy dosłownie wszystkich, mało kto mówi tu po angielsku. Nasz kolega Chińczyk, obudzony ze słodkiego snu, pomógł nam posprawdzać dostępne połączenia. Dwie możliwości- autobus numer 877 lub 919. Kolejki ludzi. Chaos a zarazem bardzo dobra organizacja. 
Takie rzeczy, tylko w Chinach! Poczuliśmy ogromną radość, jak tylko wsiedliśmy do autobusu. Udało się!! Jedziemy! Bilety kupuje się już w środku podczas jazdy. Dziwny zwyczaj. Koszt biletu w jedną stronę 12 juanów.



Jesteśmy. Tłum ludzi. Spodziewaliśmy się tego, ale chyba nas to trochę przerosło. Dużo sklepów, wszechogarniający kicz. Widoki za to piękne.
Mimo potęgi umocnień Wielki Mur nie spełniał nigdy roli fortyfikacji zdolnej przeciwstawić się długiemu oblężeniu przez silną armię. Mógł co najwyżej spełniać rolę systemu wczesnego ostrzegania. Do przekazywania wiadomości alarmowych na wypadek zbliżania się nieprzyjaciół służyły wieże sygnalizacyjne rozmieszczone co 100 metrów. Skuteczna komunikacja wzdłuż muru była możliwa za pomocą syngałów dymnych, ognisk, bębnów i dzwonów.
Spotykamy Polaków! Radzą nam, aby na skrzyżowaniu skręcić w lewo. Trasa ta jest mniej turystyczna, a widoki podobne. Na prawo droga prowadzi do najwyższego punku i przyciąga tłumy Chińczyków.  
Co chwilę przystajemy. Zdjęcie za zdjęciem. Co chwilę, ktoś znów prosi o zdjęcie. Ale jak tu odmówić? Wycieczka klasowa, cała chińska rodzinka i kolejny pstryk!

Mur się ciągnie. Nie ma końca. Wchodzimy na kolejne stopnie niekończących się schodów. W górę, w dół. A każdy stopień ma inną wysokość. Jeden 15 cm, a kolejny już 45cm. Miejscami podejścia na murze są bardzo strome. Trzeba uważać, nie trudno jest się potknąć. Nam się udało, cali zdrowi i bardzo szczęśliwi. Przed nami jeszcze tyle miejsc do zobaczenia!

md.

0 komentarze :

Zakazane miasto

04:05 Unknown 0 Comments




Nadszedł w końcu ten dzień! Po kilkunastu godzinach w wagonie sypialnym pociągu osobowego dotarliśmy do ostatniego celu naszej podróży. Po Szanghaju nadszedł czas na Pekin, po chińsku Beijing.

Pekin, czyli Północna Stolica, jest drugim co do wielkości, zaraz po Szanghaju, miastem w Chinach. Liczba jego mieszkańców sięga 20 milionów (choć jest to liczba sprzed kilku lat, pewnie teraz ludzi jest jeszcze więcej). Na przestrzeni setek, ba!, tysięcy lat (początki sięgają pierwszego tysiąclecia p. n. e.) Bijing pełnił rolę ośrodka kulturalnego, handlowego. Z niego cesarz zarządzał krajem. Z tego powodu w XV wieku powstał robiący ogromne wrażenie na zwiedzających kompleks budynków, zwany Zakazanym Miastem.


Na Zakazane Miasto składają się liczne pałace, bramy wjazdowe oraz mury obronne z wieżami, brukowane place, a nawet ogrody i parki. Wzdłuż wyznaczonej względem kierunków Północ-Południe osi usytuowano bramy wjazdowe, prowadzące do poszczególnych części. 


Charakterystyczne, żółte dachówki, miały prawo znajdować się tylko na dachach posiadłości cesarskich, tak samo jak pięciopalczasty smok, symbol władzy.


Nie sposób jest zwiedzić nawet niewielkiej części z 800 znajdujących się na stosunkowo niewielkiej przestrzeni budynków. Mimo symetrii oraz wynikającej z niej harmonii, trudno odnaleźć się w przestrzeni, wyposażonej w liczne przejścia, aleje i inne elementy. 


Tłumy Chińczyków jakoś tutaj nikną. Mimo historycznego otoczenia, wciąż nasze europejskie buzie stanowią atrakcję i pretekst do zdjęcia dla niektórych zwiedzających.


Poczucie ogromu nie opuszcza nas nawet po przejściu przez ostatnią bramę. Choć wrażenie spowodowane przejściem przez znajdujący przed Zakazanym Miastem plac Tian’anmen również pozostało. Z tymi trochę mieszanymi uczuciami zapuściliśmy się w meandry alejek. Tyle wciąż jest w Pekinie miejsc do poznania!...

mj

0 komentarze :

Ogród botaniczny Chenshan w Szanghaju

05:06 Unknown 0 Comments



Ogród botaniczny w Szanghaju znajduje się około 30 km od centrum miasta. Składa się z 35 ogrodów tematycznych i zajmuje przestrzeń 200 hektarów. Ogromna przestrzeń! Ciężko zobaczyć wszystkie najciekawsze i najpiękniejsze miejsca, ponieważ wszystko tutaj zapiera dech w piersi. Zatrzymywałam się co krok, żeby zrobić kolejne takie samo zdjęcie, tylko z innej perspektywy. Spędziłam tam ponad 4 godziny i nie mogę się doczekać kiedy znowu tu wrócę! Nie udało mi się zobaczyć wszystkiego. Pogoda niestety znów nie dopisała. Zdecydowanie lepiej byłoby wybrać się wiosną, kiedy wszystko w ogrodzie zakwita.


Plan ogrodu zawarty jest w okręgu, który zawiera jezioro, ogród wewnętrzny i górę Chenshan. Zgodnie z ideą projektu pierścień symbolizuje kulę ziemską, góra i niebo odbijające się w jeziorze definiowane są jako tradycyjne chińskie motywy. Wydzielone są też poszczególne kontynenty i zostały zróżnicowane ze względu na roślinność tam występującą. Ogród powstał tuż przed EXPO 2010 w Szanghaju, którego slogan głosił: „Better city, better life”. Koszt całego przedsięwzięcia wyniósł niecałe 320 milionów dolarów..!





Najczęściej odwiedzanym miejscem jest Quarry Garden, który został idealnie wpasowany w teren byłego kamieniołomu. Projekt został oznaczony wieloma nagrodami, w tym prestiżowej organizacji American Society of Landscape Architects (ASLA). Imponująca konstrukcja schodów z zadaszeniem ze stali prowadzi do tafli jeziora. Schodząc po wijących się schodach po prawej stronie widzę skały, po lewej głębię jeziora wraz z widokiem na jedyny wodospad w Szanghaju! Następnie przechodzę przez drewniane pomosty, aby dotrzeć przez tunel w górze do Ogrodu Tradycyjnej Medycyny Chińskiej.




Z północnej części ogrodu podziwiam rośliny tropikalne, które znajdują się w szklarniach o morfologicznej formie budynków. Znajdują się tu gatunki z każdej strony świata. Imponującą kolekcję można podziwiać również z podwyższonych, szklanych ścieżek.




Na terenie ogrodu znajduje się plac zabaw dla dzieci. Nie jest to typowy plac zabaw! „Bezpieczne” nawierzchnie pokrywają małe górki, na których maluchy mogą się bawić. Nawet my, mimo deszczowej pogody, nie mogliśmy się powstrzymać i spróbowaliśmy wszystkich atrakcji. Obok placu zabaw na jeziorze jest mała wysepka, na której znajduje się dom na drzewie.



Blind Garden- przeznaczony dla osób niewidomych i niedowidzących jest jednym z ogrodów tematycznych. Zaprojektowany został tak, aby w sposób celowy i zintensyfikowany oddziaływać na zmysły pozawzrokowe. Czerwone barierki, tablice napisane Brajlem, nawierzchnie z różnych materiałów. Rośliny zostały dobrane w taki sposób, aby wydzielały intensywny zapach oraz posiadały różnorodne faktury i kształty liści i kwiatów.




Ponadto, warto zobaczyć ogrody Ameryki Północnej, w zachodniej części, gdzie stworzono suche potoki z roślinności i kamieni. Trafiłam tam trochę przypadkowo. Prostota, a zarazem sztuka kompozycji roślinnej zrobiła na mnie największe wrażenie.

Mam nadzieję, że uda mi się tu wrócić na wiosnę!


 p.s. Zdecydowanie odradzam wszystkim jedzenia w tutejszym barze i stołówce. Nigdy... przenigdy... nie jadłam nic gorszego!! Chiński fastfood już brzmi źle, ale to co dostałam przerosło wszystkie moje najgorsze oczekiwania... Zimne, niedobre, tłuste, drogie... po prostu złe! A frytki chyba tylko leżały koło ziemniaka...

md

Dla zainteresowanych :)))
1. http://landarchs.com/is-chenshan-botanical-garden-the-new-way-to-learn-and-relax/
2. http://www.landezine.com/index.php/2015/02/chenshan-botanic-garden-shanghai-valentien-landscape-architects/
3. http://www.valentien.de/fileadmin/user_upload/Intro/Botanischer_Garten_Shanghai/Botanischer_Garten.pdf

0 komentarze :