Chińskie pierogi... Jiǎozi! 饺子

20:00 Unknown 0 Comments


Chińskie pierogi jak ich nie kochać? Mam dwie ulubione knajpki, do których zawsze chodzę na pierogi. Nigdy, do końca nie wiem z czym tym razem je dostanę, gdyż nie opracowałam strategii zamawiania, poza tym lubię nowe smaki i niespodzianki. Najczęściej spotykane są z mięsem bądź z warzywami. Grzyby, kapusta, kukurydza, cebula, do wyboru do koloru! Największym plusem jednak jest cena. Koszt talerza pierogów na naszym kampusie to od 5 do 10 juanów (3-6 zł).



Gotowane na parze, maczane w sosie sojowym, ostrej papryce lub sosie będącym połączeniem tych dwóch. Lepione są w całkowicie innym stylu formując całkowicie odmienny kształt od tego nam znanego.


Mogą być też smażone na woku. Brakuje tylko naszej cebulki i śmietany do tego! Na zdjęciu sosy na ostro z przedziwną marchewką i fasolką.


Idealnym połączeniem do pierogów są przeróżne przystawki. Tofu z czosnkiem, w którym się autentycznie zakochałam, mimo że za tofu nie przepadam.


Ogórki z czosnkiem w sosie sojowym na ostro lub grzybki moon! Palce lizać!


Tęskno nam jednak, za naszymi ruskimi pierogami! Na wigilię udało nam się zrobić coś na ten kształt, ale nie jest to, to samo jak u mamy!

0 komentarze :

Palce lizać! Makarony

20:00 Unknown 0 Comments


Jestem wielką miłośniczką makaronu w każdej postaci. Będąc tutaj w Chinach mam okazję spróbować nowych smaków. Makaron można spotkać pod każdą postacią. Nie przypuszczałam jednak, że będę go tutaj jadła na śniadanie. Tak, na śniadanie, obiad i kolację! :)
Na zdjęciu powyżej makaron na zimno liang miàn 凉面 z kolendrą.


Makaron w zupie na ostro z jajem.


Jeden z moich ulubionych makaronów, którego nitki są zwinięte tak, że bardzo łatwo jeść go pałeczkami. Nie opracowałam, niestety, jeszcze sztuki jedzenia kuaizi 筷子 do perfekcji. 
Danie podane jest w zupie przypominającej nasz rosół z wołowiną i szczypiorkiem.


Identyczny typ makaronu ryżowego z grzybami. Mniam mniam!


Mój faworyt. Niestety garkuchnia, w której można dostać ten przepyszny makaron znajduje się po drugiej stronie kampusu. W pyszym sosie, wątróbką (za którą nie przapadałam nigdy) oraz papryką i bakłażanem.


Makaron na ostro z dużą ilością czerwonej papryki. 


Smażony makaron z jajkiem i warzywami.


Makaron z dużą ilością przypraw i kolendry z wołowiną.


Grube nitki makaronu, które bardzo ciężko nawija się na pałeczki, z liśćmi sałaty, orzeszkami i grzybami.


Makaron ziemniaczany! ze smażonym jajkiem, grzybkami i orzechami.


Smażony makaron, który sam w sobie jest przezroczysty.


Makaron ryżowy w zupie ze szczypiorkiem, wieprzowiną i grzybami.


Mój absolutny faworyt! Makaron typu lamian, który dostaniemy tylko w knajpach muzułmańskich typowych dla Lanzhou w prowincji Gansu. Domowej roboty makaron, który nie ma końca. Ciągnie się i ciągnie!

Smacznego!
md

0 komentarze :

Kaczka po pekińsku

20:30 Unknown 1 Comments


Pierwszy raz zjedzona u nas, na kampusie, miasto: Changsha. 

Kaczka po pekińsku jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych dań z Państwa Środka. Nic dziwnego, jest prze-pysz-na. Polecamy!


Zestaw składa się z kilku elementów:
> Kawałki kaczki – mięso i bardzo, bardzo tłusta, lekko słodkawa (bo wcześniej pokryta glazurą z       syropu maltozowego), chrupiąca skórka
> Torba z resztą kaczki, w przyprawach, do obgryzania (w tym głowa. Z dziobem…)
> Placki, małe, cienkie, niemalże przezroczyste
> Ciemny sos Tian Mian Jang
> Wąskie paseczki cebuli dymki (choć my zawsze myśleliśmy, ze to por, wciąż mam wątpliwości :D)
> Opcjonalnie wąskie paseczki ogórka

Instrukcja obsługi kaczki: 
 1. Nakładamy rękawiczki plastikowe, bo cali się upaćkamy
 2. Z trudem bierzemy jednego placka (są tak cienkie, że czasem jest to nielada wyzwanie)
 3. Smarujemy placek cienką lub grubszą warstwą sosu sojowego
 4. Ładujemy kaczkę, pora i ogórka w placka, nieudolnie (lub udolnie, jak kto woli) go zwijając
 5. Wcinamy
 6. Dopychamy się pełnymi przypraw kawałkami kaczki, obgryzanymi do cna!
 7. Nie możemy się doczekać następnego razu! 

ps
Po wizycie w Pekinie, kiedy mieliśmy szansę spróbować prawdziwie pekińskiej kaczki po pekińsku, i tak uznaliśmy, że NASZA jest lepsza. Zostaliśmy lokalnymi patriotami!

mj

1 komentarze :

Tradycyjna medycyna chińska

00:03 Unknown 0 Comments




Podczas naszego pobytu w Jiangjiaje, na szczycie jednej z gór, znajdował się mały budyneczek z punktem widokowym na znajdujące się dookoła, spektakularne widoki. Nie było to najczęściej odwiedzane miejsce, nieco z dala od bardziej uczęszczanych tras. Tego dnia nieliczni turyści docierali do tej samotni. Miejsca, w którym niestrudzenie, kontemplując otaczającą go rzeczywistość, siedział pewien starzec. Oczywiście, jako zagraniczne podróżniczki, nie byłyśmy w stanie stwierdzić, na czym dokładnie polega praca mężczyzny. Na rozległym blacie znajdowały się liczne zioła, proszki, półeczki, przegródki. Nasza przyjaciółka Chinka, Libli, towarzyszka podróży, dowiedziała się, że mężczyzna jest lekarzem. Trudno mi powiedzieć, czy takim po studiach, który w ramach emerytury dorabiał sobie doradzając ludziom, czy może takim „naturalnym”, opierającym się na wielopokoleniowej wiedzy na temat roślin, człowieka i jego organizmu. I tak, niektórzy zatrzymywali się, odrywali od otaczających nas widoków gór i skał, by posłuchać, za drobną i symboliczną opłatę, rad mężczyzny. Przyjrzawszy się kilku badaniom i my zdecydowałyśmy się na „wizytę”. 

Lekarz zmierzył puls, bezbłędnie oceniając moment cyklu, sprawdził nasze oczy, przyjrzał się twarzy, językowi. Potem nastąpiła porada, uwzględniająca nasze dolegliwości (wszystko tłumaczyła nam z chińskiego Libli, nie byłybyśmy w stanie się w żaden inny sposób dogadać). Rady dotyczyły głównie diety, tego, czego należy unikać (zbyt pikantnych, gorących potraw), a czego jeść więcej (w moim przypadku naturalnie białych produktów :D). No cóż, nie wyszło nam, niestety, stosowanie się do tych rad, zważywszy zwłaszcza na pikantny charakter changshańskiej kuchni. Niemniej jednak zrobiło na nas spore wrażenie to badanie, możliwość skosztowania folkloru medycyny chińskiej.

Garść chińskich porad, z których korzystamy bardziej lub (zazwyczaj) mniej

·         1. Wody ciepłej według wszystkich naszych znajomych Chińczyków należy pić dużo. Jesteś chory/słaby/zmęczony? Lekiem będzie ciepła woda!
·         2. Zadławiłeś się/zjadłeś coś bardzo pikantnego? Uratuje Cię przełknięcie sporej ilości ryżu, który przeczyści gardło!
·         3. Kobietom w czasie menstruacji poleca się herbatę z czerwonym cukrem. W tym czasie należy unikać alkoholu!
·        4. Spać należy przynajmniej godzin 8, od 22 począwszy. Ponieważ każdy organ naszego ciała ma odpowiednią godzinę, kiedy najlepiej wypoczywa. Pominąwszy którąś z godzin, kładąc się na przykład za późno spać, działa się ze szkodą dla własnego organizmu!
·         5. Posiłki powinny być w ciągu dnia trzy, ciepłe, o stałej porze!
·         6. W ramach rozgrzania ciała warto się po nim z mocą oklepać! (taki trochę jakby masaż)
·         7. Warzywa lepiej podsmażyć (nawet sałatę), takie całkiem surowe nie są zbyt dobre L
·         8. Aby się lepiej skupić, odgonić zmęczenie, Chińczycy już w szkole uczeni są masażu oczu i ich okolic. Czy rzeczywiście pomaga? Zdania są podzielone.

      mj

0 komentarze :

Chiński sposób podróżowania

11:49 Unknown 0 Comments


Chińskie pociągi dostarczają wielu niezapomnianych wrażeń. Podróżowanie nimi jest niezwykle interesujące. Obserwować można nie tylko krajobrazy za oknem, ale także świat życia pociągowego.
Na pierwszy ogień. Odprawa jak na lotnisku, każdy musi pokazać dowód tożsamości i prześwietlić bagaż. Następnie, udać się do odpowiedniej bramki i czekać, aż zostanie otwarta. Tłum ludzi, każdy szuka wolnego kąta, żeby wygodnie rozsiąść się przed podrożą.



Z łatwością znajdujemy nasz pociąg, przed wejściem konduktor sprawdza jeszcze raz nasze bilety, a następnie my udajemy się w poszukiwaniu naszych „hard seat”, które nie są wcale takie twarde. Tak zaczyna się nasza przygoda!
"Wokół istny Armagedon, wszyscy pchają się, krzyczą, kręcą w kółko taszcząc rozmaite pakunki, kartony, worki, walizki, torby- koniecznie w rozmiarze przekraczającym objętość (a nie rzadko i ciężar) własnego ciała." - czytam na blogu Pojechanej.



Nasi towarzysze podróży są zaciekawieni nami. Nie codziennie spotyka się grupę z Polski. Próbują zagadywać, niestety bariera językowa jest ogromna. Jeden sympatyczny Chińczyk nie zraził się i z całych sil próbował, obserwując każdy nasz ruch. 
My z zaciekawieniem patrzyliśmy na ogromy jedzenia jakie każdy Chińczyk ze sobą zabrał. Na kilkugodzinną podróż przygotowali się jak na wojnę. Olbrzymie siatki z jedzeniem, wypełnione rożnymi przekąskami i obowiązkowo zupki chińskie! Około godziny 19 wszyscy zalewają je wrzątkiem i zajadają je mlaskając. My, nie byliśmy tak przygotowani i na widok tych rarytasów, w międzyczasie, trochę zgłodnieliśmy. Kupiliśmy jedzenie w pociągu, które do najtańszych nie należało, a tym bardziej nie do najsmaczniejszych (30 juanów za miskę ryżu z warzywami na ostro).



Wszyscy siedzą na telefonach. Nawet starsi ludzie maja smartfony, na których oglądają seriale. Życie towarzyskie w pociągu kwitnie. Śmiechy, rozmowy i wspólne jedzenie. Nikt nie zamierza iść spać. Czyżby? Odważniejsi ucinają komara na czym tylko się da. Chińczycy potrafią zasnąć w najdziwniejszych warunkach!
Zakupy. Chińczycy nie tracą czasu. Kochają kupować i targować się. Nic wiec dziwnego, że co jakiś czas konduktorzy namawiają do zakupy przeróżnych rzeczy. Kijek do selfie? Portfel czy wizytownik? Nie ma problemu, każdy znajdzie coś dla siebie! 30 juanów? No dobrze, 25 juanów przyjacielu.

Inaczej wygląda jazda nocnym pociągiem. Tu siedzimy w przedziałach. Każdy ma wyznaczone miejsce i dostaje kartę w zamian za bilet. Jedziemy pociągiem z sześcioma kuszetkami. Nie wiadomo, czemu każdy z nas porozrzucany jest po rożnych przedziałach. Ja dostałam początkowo bilet dwa wagony dalej, na szczęście udało mi się zamienić po małym zamieszaniu! Dostaję łóżko na samej górze. Trzeba się się nagimnastykować, żeby się tam wspiąć! Ciasno, mało miejsca. Z tego powodu wszyscy siedzą w wąskich korytarzykach zajadając zupki i inne przekąski. O godzinie 22 światło gaśnie i wszyscy idą spać. Dawno nie przespałam tak słodko 10 godzin podroży! 


md

0 komentarze :

Internet w Chinach – Polak potrafi!

08:15 Unknown 0 Comments

Jadąc do Chin wiedzieliśmy, że będziemy musieli zmierzyć się ze sporym problemem – kwestią cenzury Internetu. The Grat Firewall of China to temat szeroki i bardziej skomplikowany, niż sobie wyobrażaliśmy (dużo informacji znaleźć można w TYM artykule). A my przecież chcieliśmy tylko swobodnie kontaktować się z rodziną i przyjaciółmi, czytać wiadomości, szukać informacji… 

Tak więc do Chin wszyscy pojechaliśmy wyposażeni w VPN’y, czyli Virtual Private Network (proponuję przeczytać definicję z Wikipedii, nie jestem w stanie własnymi słowami wytłumaczyć, cóż to, hehe). 

VPN’y mogą być płatne albo bezpłatne, oczywiście my korzystamy ze standardów studenckich, darmowych. Dzielnie sprawuje się Psiphon (choć nie na wszystkich komputerach, z tego powodu przed przyjazdem do Chin warto ściągnąć choćby dwa programy i sprawdzić, który ostatecznie u nas działa, a który nie, lub korzystać z nich naprzemiennie).

Ale działają? Działają!

Ze względu na to, że po przyjeździe mieliśmy jednak jakieś problemy, od kolegi, naszego sąsiada, który nieraz był naszym wybawieniem w tej nowej choć i kłopotliwej codzienności, dostaliśmy drugi programik: Epic Privacy Browser. 
 Ważny jest również temat vpn’ów na telefonach. Cóż, są konieczne. Ale mimo tego, że je posiadamy (warto aplikację Psiphon ściągnąć jeszcze w Polsce, bo będąc na miejscu, już w Chinach, bez większych umiejętności hakerskich jest z tym ciężko),działa to wszystko baaardzo powoli i baaardzo obciąża telefon. Z tego powodu korzystamy wszyscy praktycznie tylko z WeChata, czyli bardzo tutaj popularnego komunikatora. Często jednym z pierwszych zadawanych przez nowo poznanych Chińczyków pytań jest właśnie: „Do you have WeChat?”, „Masz WeChat’a?”(po chińsku brzmi:„Łi Si”, hehe). 

Przez pierwsze dni ciężko było nam przyzwyczaić się do tego, że z Facebook’a i Gmail’a korzystać możemy tylko na naszych komputerach, że nie możemy wszystkiego sobie sami, ot, po prostu, sprawdzić na naszych telefonach. Z  byle bzurką, w razie potrzeby (zwłaszcza w kwestii transportu), dzwonić trzeba do znajomych Chińczyków. Mimo to przyzwyczailiśmy się do takiego stanu rzeczy. Pewnie po powrocie do Polski „normalny” Internet w telefonie wydawać się będzie dużym luksusem :D

mj

0 komentarze :

Komunikacyjny galimatias

03:39 Unknown 0 Comments



Changsha to duże miasto, przemieszczenie się z punktu A do punktu B to nie lada zadanie.  Brak zasad ruchu ulicznego początkowo wzbudzał panikę. Przejście przez ulicę, bez zawału serca graniczy z cudem. Kierowcy nie patrzą, nie zwalniają pedału gazu. O czym wspominałyśmy w poprzednim poście tutaj.

Autobusy


Brak dokładnego rozkładu jazdy na przystankach autobusowych utrudnia sprawę – nie ma godzin odjazdu, wypisane są tylko nazwy stacji. Ale jak to przeczytać? Otóż nie od prawej do lewej, tylko! Z góry do dołu. A o której autobus przyjedzie? Nie wiadomo! Jak przyjedzie, tak przyjedzie. Jak kupić bilet? Jak już się uda wsiąść, a raczej wcisnąć, do dobrego autobusu to należy wrzucić do puszeczki obok Pana Kierowcy 2juany (ok.1,2zł), jeżeli ma się kartę miejską to kosztuje już tylko 1,4 juana. Nie ma żadnych kontroli podczas jazdy.


Problem zaczyna się, gdy chcę dojechać w jakieś miejsce. Nie znane mi są żadne anglojęzyczne aplikacje podobne do jakdojade.pl. Z pomocą przychodzą chińscy koledzy, którzy używają swoich magicznych mocy i wpisują chińskie krzaczki. Rzecz tak prosta a dla mnie tak trudna. Z pomocą przychodzi również wujek Google, który czasami potrafi wyszukać i sprawdzić połączenia autobusowe. Niestety ilość przystanków nie zawsze się zgadza i trzeba być ostrożnym. Jak już znam nazwę stacji na której należy wysiąść,  przykładowo żeby dojechać z naszego akademika do Carrefoura, to co dalej? Skąd wiedzieć, że to ten przystanek? Wszystkie znaki wyglądają podobnie..! W tym momencie posługują się swoim urokiem osobistym i uprzejmie proszę Pana Kierowcę, pokazując mu nazwę stacji po chińsku, żeby dał mi znać kiedy mam wysiąść. Zazwyczaj działa, choć różnie to też bywało. Zdarzało się, że musiałam się przesiąść i już nie umiałam znaleźć przystanku przesiadkowego. Z odsieczą przychodzili Chińczycy, którzy słowa po angielsku nie umieją powiedzieć, ale za to są bardzo życzliwi i mają nawigacje i wszystkie potrzebne aplikacje na swoich telefonach, żeby pomóc zbłąkanej Polce.

Nasz akademik znajduje się około godziny jazdy autobusem od centrum, do którego można dojechać tylko jednym autobusem numer 317. W godzinach szczytu rozciąga się to nawet do dwóch godzin ściśniętych jak sardynki. Mimo to, podróż autobusem należy do niezwykle udanych. Zazwyczaj każdy zagaduje, pyta się skąd jesteś i oczywiście chce podszkolić swój angielski prosząc o WeChata (używany tutaj powszechnie komunikator).

Metro


W Changshy istnieje tylko jedna linia metra, której otwarcie nastąpiło w 2014 roku, umożliwiająca sprawne połączenie w kierunku wschód-zachód. Komunikacja północ-południe jest wybrakowana i w budowie są kolejne linie metra. Przewidywane jest, iż nowa linia nr 1 zostanie ukończona i otwarta do końca listopada 2016 roku. Obecnie trwają prace budowlane, całe miasto jest rozkopane i zakorkowane. W godzinach szczytu kilka kilometrów samochodem zamienia się w godziny czekania.
Rozpoczęto również prace nad liniami 3 i 4, które mają być ukończone w kolejności pod koniec 2018 i 2019 roku.



Taksówki

W godzinach wieczornych ciężko wrócić do naszego akademika nie tylko ze względu na odległość. Większość autobusów kursuje do godziny 21-22. Metro kursuje do godziny 23. Najbliższa stacja metra Renmin Road znajduje się 10-15 minut taksówką od naszego akademika a koszt wynosi około 15-20 juanów (w zależności na taryfę nocną/dzienną). Taryfa z centrum na nasz kampus to około 50 juanów. Jazda taksówką to niewątpliwa okazja do podszkolenia naszego chińskiego!
 

mdz

0 komentarze :

Słońce w Changshy

08:30 Unknown 0 Comments




Nowy Rok postanowił powitać nas piękną pogodą, po wczorajszej ogromnej ulewie przyszedł czas na rozświetlające codzienną szarość słońce. Konieczny więc był spacer i spędzenie czasu na świeżym powietrzu. A co mogą robić studenci Architektury Krajobrazu? Otóż mogą poszukiwać większych i mniejszych zielonych obiektów swojego zainteresowania!

Pierwszym celem było zobaczenie nabrzeża przepływającej przez miasto rzeki, idąc przez Changshę zobaczyłyśmy jednak wystające zza któregoś płota zakrzewienia…

Zajrzymy?... Zajrzymy! Pomimo braku klucza do żeliwnej bramy wejściowej, pan ochroniarz wpuścił nas na teren prywatnego mini osiedla mieszkaniowego (zadziałała chyba magia Białej Twarzy).

Weszłyśmy i nie mogłyśmy uwierzyć. Otaczały nas rzędy luksusowych budynków nawiązujących w stylu do architektury europejskiej. Były więc kute balkoniki (skrzętnie skrywające wszędobylskie klimatyzatory), zdobne zwieńczenia okien, kolumienki i łuki. Pokryte betonem elewacje udawały, że są z piaskowca (w tym samym kolorze były też rynny). 


Pomiędzy blokami (mnóstwo-piętrowymi kamienicami?...) oprócz dróg dojazdowych leniwie użytkowanych przez błyszczące samochody, znajdowała się, rzecz jasna, poszukiwana przez nas Zieleń. Przecinająca układ główna oś w postaci prostej ścieżki zachęcała do spaceru pomiędzy wysepkami roślinności. Spomiędzy poprzycinanych, zimozielonych żywopłotów wystawały półkoliste krzewy i palmy. 

Co jakiś czas na głównej ścieżce pojawiały się akcenty w postaci rzeźb (półnagie niewiasty, umięśnieni herosi), altan, fontann. 

A jednak pomimo tego formalnego stylu, życie się toczy, dzieci bawią, na stoisku sprzedaje się olej, w altanie rozwieszono pranie. Jest też miejsce na plac zabaw, a podziemne parkingi (zauważone przez nas tylko ze względu na pojawiające się na powierzchni tafle szkła, wpuszczające nieco światła do środka) wzbogacone są o ekologiczne, wykonane z ażurowej kostki, miejsca postojowe.




I choć przechadzając się po tej stosunkowo niewielkiej przestrzeni nie mogłyśmy się nadziwić obecnemu kiczowi, to całość założenia zrobiła na nas duże wrażenie. Ciekawe rozwiązania oraz wielofunkcyjna, przyjazna użytkownikowi przestrzeń pokazują, że MOŻNA. Chciałoby się brać udział w tworzeniu takiego projektu…

mj

0 komentarze :