Ogrody warzywne
Czasem to
robimy. Zamykamy drzwi naszego mieszkania i wychodzimy w poszukiwaniu nowych
miejsc. To najlepszy sposób na poznanie Chin. Nie trzeba wcale iść daleko, ot
tuż za róg knajpki w której właśnie zjedliśmy ryż z fasolką i bakłażanem.
Nierzadko to co widzimy bardzo nas zaskakuje, zastanawiamy się „Chwila, chwila
ale jak to?”. I tak pewnego dnia,
opuszczając mury Hongqi (targowisko z
knajpkami, ubraniami, tekstyliami) ujrzeliśmy… ogrody warzywne.
Wszystko
byłoby całkiem ok, gdyby nie fakt że… to
wielkie pole przecina ośmiopasmowa nowa, asfaltowa droga! Wygląda to mniej
więcej tak, jakby ktoś dosłownie przed chwilą, wcisnął na środek uprawy, wielką
czarną ulicę z papieru. A to że nie jest z papieru da się nawet poczuć. Nawierzchnia jeszcze nie ubita, duszący
zapach unosi się w powietrzu. Mamy wrażenie że te wszystkie warzywa zamiast na
ziemi rosną na asfalcie…
Pola uprawne
należą do naszego uniwersytetu. Przeprowadza się tutaj różnorakie badania np.
na zawartość pestycydów w warzywach, systemu roślin filtrujących wodę w
zbiornikach o różnej wielkości. Obszar jest naprawdę ogromny i wymaga pracy
wielu ludzi. Na stałe zatrudnieni są pracownicy fizyczni, naukowcy z
uniwersytetu i co ciekawe studenci. Dziewczyny pracują w laboratoriach, natomiast
chłopcy wykonują prace na polu. W opinii poznanych przez nas studentów praca
jest ciężka, nużąca i bardzo mało płatna.
Kolejną
ciekawostką jest to że warzywa które są tutaj uprawiane trafiają na stoły knajp
i restauracji znajdujących się na kampusie.
Warzywa, które rosną metr od drogi! Chińczycy naprawdę każdy wolną
przestrzeń adaptują pod swoje potrzeby.
To miejsce
jest wyjątkowe. Niby miasto ale ma coś ze wsi. Ale o tym że wsią nie jest,
przypomina nam ta wielka droga. Kilka metrów dalej osobny byt. Ogród tym razem chyba prywatny – otoczony
niesamowitym murem, skleconym ze wszystkiego co miał pod ręką właściciel. A w
środku to samo, rzędy sałat, fasoli, groszku, kapusty. Na czyim talerzu one się
znajdą? Nie znamy odpowiedzi.
W centrum
kapusu też można znaleźć zapalonych ogrodników. Tuż przy pętli autobusowej pod
płotem zobaczyć można poletka z warzywami o łączej wielkości 1,5m2.
Wygląda to jak działania guerilla
gardening – każdą nawet prywatną, lecz opuszczoną przestrzeń obsadza się
roślinami. Takich ogródków w Changshy można znaleźć wiele. Jeżeli nie w dziurze
w chodniku, to w plastikowych pojemnikach po jedzeiu. Chińczycy nie muszą
podążać za zachodnimi trednami partyzantki ogrodowej, oni wyznaczają swoje własne.
es
0 komentarze :